Jasne.
Co do taktyki to znów błąd - znów postanowił jechać ze słabszym kolegą. Na szczęście drugiego dnia kolega powiedział - jedź, nie czekaj.
Pierwszy dzień to było założenie Smerek. Plan uległ zmianie kiedy kilka dni przed startem organizator zmienił trasę i jechali przez Cisną. Dalej i tak nie było za bardzo gdzie jechać, żeby w miarę normalnie gdzieś spać. Nie brał śpiwora - plan od razu zakładał spanie na kwaterach. Nocleg udało się ogarnąć kilka godzin przed dojazdem, był to ostatni chyba pokój w całej Cisnej. Musieli się z Kubą uraczyć łożem małżeńskim.
Drugi dzień chciał dojechać do Wysowej, ale nie było żadnych szans na nocleg. Finalnie udało się spać w Hańczowej (kilka km wcześniej i niestety trzeba było trochę odjechać od śladu) u 84-letniej pani, która kiedyś prowadziła pensjonat, ale jak stwierdziła "już jest za stara i nie ma siły". Na szczęście bardzo lubi ludzi, którzy podejmują wyzwania i nie odmówiła noclegu brudnemu, śmierdzącemu i zmęczonemu rowerzyście w nieczynnym pensjonacie
Jak się później okazało przygarnęła jeszcze trzech równie śmierdzących
Trzeci dzień to choćby się paliło i waliło był zamiar dojechania do mety i tak też się udało. Dojechał po 21, byłoby szybciej gdyby nie dwa razy przebita tylna opona, w odstępie 5 km. Na szczęście sprawę załatwia mleko, wystarczy dopompować. I tak wybija to z rytmu, poza tym trzeba poczekać aż się uszczelni.
Co miał:
Przednia sakiewka (malutka "kierowniczka" z Jack Packa) w której miał dwie zapasowe dętki, baterie do nawigacji, batony i żele. Z płetwy zrobiony paśnik. Tylna sakwa również niewielka: narzędzia, zapasowy hak do przerzutki, powerbank, kable, gacie i koszulka do spania, kurtka przeciwdeszczowa, rękawki, nogawki, dwie pary skarpetek, połowa ręcznika z mikrofibry i maleńki kocyk-taka cienka wkladka do śpiwora.
Plecak to bukłak (3 litry), kosmetyczka (złożona z próbek żeli do mycia, pasta turystyczna i szczoteczka), mała apteczka. Reszta miejsca na bułki i pasztet, które zresztą drugiego dnia uratowały mu życie.
Dodatkowo wiózł dwie pary okularów, przezroczyste i słoneczne i to jest akurat do poprawy.
Co by zmienił:
Nie jest pewnien czy po raz drugi pojechałby na oponie 37. Generalnie nie było tak źle jak się pierwotnie obawiał, ale dużo tracił na leśnych, kamienistych zjazdach (np. z przełęczy Żebrak).
IMG-20210818-WA0002.jpg 146,86 KB
3 Ilość pobrań
IMG-20210818-WA0003.jpg 163,03 KB
3 Ilość pobrań
IMG-20210818-WA0005.jpg 116,38 KB
3 Ilość pobrań
IMG-20210818-WA0006.jpg 265,53 KB
3 Ilość pobrań
IMG-20210818-WA0004.jpg 190,3 KB
3 Ilość pobrań
IMG-20210818-WA0008.jpg 197,03 KB
3 Ilość pobrań
Maciek wyścig określił jako trudny, z uwagi na jego szybkość, ale i długie i strome podjazdy dochodzące do 20%. Prędkości na szutrach dochodziły do 35 km/h a na asfaltowych zjazdach 70 km/h (zwykle tak nie jeździ). Zawody z typu "trzeba jechać", nie ma czasu na siedzenie pod sklepem i kontemplowanie aktualnych bóli. Jak to napisała Mamba On Bike na swoim blogu: nie jest to wyścig dla piździpączków