Na początek dzień dobry wszystkim. Odrobinkę zmotywowany przez kolegę Andrzeja postanowiłem podzielić się wrażeniami z pobytu w rejonie Civetta.
Opis będzie z punktu widzenia całkowitego świeżaka. Mimo, że ponad 4 dychy na karku już mam, na nartach stanąłem właściwie dopiero 4 lata temu. Impulsem była LP ;-) Zaczęło się od kilku lekcji, a później kilkanaście wyjazdów na oślą łączkę koło Miechowa (Sławicki Raj). Na sezon 2014/15 wpadłem na szatański pomysł i zapisałem latorośle do klubu narciarskiego (a taka inwestycja w budrysów). Efektem był właśnie wyjazd do Włoch. Zaletą takiego wyjazdu było to, że latorośle ćwiczyły pod okiem instruktorów, a rodzice mogli spokojnie próbować ćwiczyć na niebieskich
Od razu trzeba zaznaczyć, że ten wyjazd nie do końca był przemyślany Nie ma co ukrywać, „najtrudniejszą” trasą z jaką przyszło nam się zmierzyć przed wyjazdem do Włoch była czerwona w Jurgowie. Wcześniej kilka razy byliśmy na Kaniówce. Civetta dość boleśnie zweryfikowała nasze umiejętności narciarskie. Może gdybyśmy nie dali się wpuścić na samym początku w jazdę z tymi co już dobrze umieją byłoby trochę spokojniej Tak to przeszliśmy lekko ciężkie chwile na początku. Patrząc z perspektywy czasu czerwona w Jurgowie nijak miała się do czerwonych w Civetta. Raczej odpowiadała co poniektórym niebieskim. Ale nie żałuję
Parę słów o samym wyjeździe. Na pierwszy i drugi raz wybraliśmy się z biurem podróży. Tragedii nie było, szału też nie Najbardziej, jak zwykle, uciążliwa jest podróż. 17 godzin w autobusie nie każdemu odpowiada. Mieszkaliśmy w miejscowości Santa Fosca. Z punktu widzenia bardzo początkującego nie jest to najlepszy wybór. Na dół prowadzą 2. czerwone trasy 21 i 29, które jak na nasze ówczesne możliwości były zdecydowanie za trudne, szczególnie pod koniec dnia, kiedy na dole stromego odcinka były już praktycznie tylko muldy. Mieszkaliśmy w domu wakacyjnym Casa Alpina. Mieliśmy do dyspozycji 2 dwuosobowe pokoje, każdy z łazienką. Wyżywienie standardowe (chyba): śniadanie, buła + baton na stok i obiadokolacja wieczorem. W domu można zanabyć wino białe i czerwone (dobre ) w bardzo przyzwoitej cenie. Podczas obydwu naszych pobytów była organizowana degustacja grappy i serów (lokalni producenci). Sama miejscowość robi wrażenie trochę opuszczonej. My byliśmy w okresie ferii krakowskich (druga połowa lutego 2015 i przełom stycznia i lutego 2016) i większość pensjonatów była pozamykana. Nie ma tego złego, bo na parkingu (bezpłatnym) w Pescul, skąd startowaliśmy, było dość dużo miejsca. Przy obu wyjazdach śniegu naturalnego za dużo nie było, ale tylko nieliczne trasy były zamknięte. Naturalny śnieg był na pewno w okolicy marca 2016. Można znaleźć filmiki na youtube z budynkami pokrytymi 20-30cm czapą śniegu.
Naszą ulubioną trasą była niebieska 22. Jest o tyle fajna, że w górnym biegu zakręt ma dość zróżnicowany spadek. Jadąc blisko prawej strony jest dość stromo, podczas gdy lewa jest właściwie płaska. Można się stopniowo przyzwyczajać do stromizny W środkowej części rejonu jeździliśmy niebieską 8. Po drodze jest niebieska 12, z jednym dość stromym zjazdem, ale za to szerokim. Obok jest kilka tras czerwonych, którymi można dojechać do miejscowości Alleghe (ładne jeziorko tam jest). W przeciwną stronę do Parafavera prowadzi niebieska 15. przechodząca w 32. Na trasie 15 miejscami trzeba się odpychać kijami i są odcinki dość wąskie. Z 15. można zjechać czerwoną 42 i pojeździć czarną 38 albo czerwoną 39. Jak ja tam byłem czarna była oświetlona i można było jeździć również nocą. Z tego co widzę po mapce również czerwona 39 jest teraz oświetlona nocą.
Najfajniejsze trasy, po których przyszło mi jeździć (niestety zbyt późno odkryte ze względu na umiejętności) to czerwone w okolicy Zoldo Alto, a w szczególności 36. Jest szeroko i niezbyt stromo. Mankamentem jest wolne dwuosobowe krzesło, ale akurat ta trasa mnie osobiście bardzo „siadła”. Troszeczkę bardziej stroma jest czerwona 46, ale za to szeroka. Też fajna trasa. Ogólnie, jest gdzie pojeździć, każdy coś dla siebie znajdzie Poniżej kilka zdjęć, w większości szczytów. Zachłysnęliśmy się tymi górami…