Zwiekszajac moc i kadencje zmiejszasz moment obrotowy (torque). Kreci sie latwiej ale wcale nie robisz przez to wiecej km, czy nie jedziesz szybciej...
W zasadzie masz rację. O ile oczywiście jest tak jak myślimy. Czyli moc w tym ergometrze jest iloczynem kadencja x moment obrotowy (w uproszczeniu opór jaki musimy pokonać naciskając na pedały). BTW, tak samo jest w silnikach samochodowych, moc=obroty x moment obrotowy (czyli siła x długość ramienia, czyli długość korby w silniku). To dlatego mówimy, że diesle mają duży moment obrotowy, ale niekoniecznie moc, bo typowe silniki diesla kręcą się do najwyżej 4000-5000 obr/min. Benzynowe do 6000-8000, a wyczynowe nawet do kilkunastu tysięcy. Do tego warto pamiętać o największym momencie obrotowym i przy jakich obrotach jest on osiągalny. W dieslach powyżej 3000 szybko spada.
Czyli, jeśli ustalimy moc na ergometrze, to jeśli kręcimy szybciej - spada obciążenie (obniża je automatycznie ergonometr). Iloczyn ma dawać tę samą wartość. Dlatego Witkowi słusznie się wydaje, że kręcąc szybciej obciążenie spada. Inaczej jest w silnikach samochodowych. Tu zwiększając obroty, zwiększamy moc. Przejechany dystans na ergometrze faktycznie jest pojęciem umownym i zmiana kadencji nie ma na niego wpływu.
Ale w sumie to rozważania teoretyczne. Tak naprawdę chodzi o to, by się odpowiednio zmęczyć i spalić określoną liczbę kalorii, a to już nie jest takie proste. Nawet ustalając moc, kadencja ma wpływ na nasze zmęczenie i ilość wylanego potu. Bo choć zwiększając kadencję i proporcjonalnie zmniejszając obciążenie (zrobi to za nas automatycznie ergonometr) moc pozostaje ta sama, to nasz organizm różnie reaguje. Np. przy hipotetycznym ustawieniu zerowej mocy (zero oporu) na pewno zmęczymy się bardziej kręcąc szybciej niż wolniej. I pewnie dlatego Witek żongluje kadencją.
Swoją drogą jego wyniki są imponujące.