Zmęczeni nieco latem postanowiliśmy pojeździć trochę na nartach. Rozczarowani ostatnim pobytem na Stubaier Gletscher wybraliśmy najbliższy nam nieaustryjacki ośrodek. Nieco zapomniany, bardzo stary Stilfser Joch na Stelviopass.
I tak w myśl zasady Jana
bardzo prosto - Ty jeździsz a my oglądamy kamerki i przygotowujemy się mentalnie
poniżej krótka foto-relacja.
Otwarte jest od 7.00 my meldujemy się tóż przed ósmą.
Obsługa jednego słowa po amerykańsku ani niemiecku nie umie. Za to wszyscy uśmiechnięci Więc po chwili mkniemy już kolejką. Poniżej zdjęcie ze stacji pośredniej.
Livrio na 3174mnpm. Tutaj zaczyna się jazda.
Orczykiem do góry oczywiście
Śnieg wbrew pozorom w bardzo dobrym stanie.
Wstałem przed 6 ale jestem w formie.
Kraina orczyków, to lubimy.
Po prawej podobno czerwona.
Trasa dla biegaczy.
Widok na południe z domniemanego najwyższego punktu, osiąganego orczykiem.
To jest tak wysoko, że prąd do napędzania orczyków robią agregaty
Śnieg trzymał się dobrze. Wysokości nie da się oszukać.
Niestety zegarka też nie. A orczyki otwarte tylko do 13.00 są.
Zjeżdżamy na stacje pośrednią na 3050mnpm.
I tak kończymy letnią przygodę z tym zapomnianym miejscem, które otwarte jest tylko latem, w którym są tylko stare orczyki, rozpadające budynki, bilet jest tam w pytkę drogi za to obsługa jest miła i uśmiechnięta, nie ma tłoku i generalnie jest fajnie.
Pozdrawiam
Michał
I chce się tam wrócić. Pomimo, że koparka też stała