Cześć
Zgadza się. I pewnie nikt (albo bardzo niewielu) zaczyna swoją przygodę z narciarstwem z postanowieniem, że będą uprawiać ten sport wyczynowo. Tylko że jeśli skala tego zjawiska jest tak duża tzn. tysiące (dziesiątki tysięcy ? setki tysięcy ?) ludzi uprawia narciarstwo jako weekendową rozrywkę to w takiej masie na pewno budzą się zainteresowania w kierunku sportu wyczynowego. Jaki jest program wyłapywania zainteresowanych a następnie wybierania perełek ?
Nie pamiętam gdzie to usłyszałem więc nie wiem czy to tylko jakaś plotka czy fakt ale podobno w Austrii cześć zajęć WF w szkołach prowadzona jest na stoku, coś jak nauka pływania na basenie u nas w szkołach podstawowych (to chyba już dosyć powszechne zjawisko w naszych szkołach). Oczywiście dostępność stoków w Austrii nie taka jak u nas ale dlaczego nic się nie dzieje przynajmniej na skalę naszych możliwości ?
Pozdrawiam
Wojtek
Masowość oznacza jedynie masowość - nic więcej. Niestety zazwyczaj wiąże się z obniżeniem poziomu w każdym rozumieniu tego sformułowania.
Nawiązałeś do pływania w szkołach to pozwolisz, że Cię uświadomię jak to wygląda w praktyce, bo jestem na bieżąco.
Mam dwoje dzieci w klasach pływackich. Jest tam realizowany 6 letni program nauki pływania. Wygląda to tak, że od 1 klasy dzieci mają 10 godzin WF z czego w 1 klasie 3, w 2 - 4 a od 3 - 5 razy w tygodniu mają zajęcia na basenie (jedna godzina lekcyjna w wodzie). Te dzieci umieją porządnie pływać po takim 6 letnim kursie 4 stylami. Umieją skoczyć ze słupka, wykonać porządny nawrót , znają elementy ratownictwa. Według większości rodziców jest to trenning pływacki (takie jest podejście i pojęcie o sporcie znakomitej większości społeczeństwa w ogóle to jest tylko) a to tylko zorganizowany jak należy kurs pływania. Dopiero spośród tych dzieci wybiera się tych wykazujących predyspozycje do tego sportu i im proponuje się profesjonalny trening.
To o czym piszesz, te dwie godziny tygodniowo w drugiej klasie, to żart z nauki pływania a nie nauka. Widać to chociażby na wszelkiego rodzaju zawodach pływackich gdzie na około 20 szkół podstawowych w mojej dzielnicy 2 potrafią wystawić reprezentację (po dwie osoby z rocznika od 3 do 6 klasy) która przepłynie sztafetą 25 (3 i 4 klasa) i 50 (5 i 6 klasa) metrów. Czyli na powiedzmy (zaniżając pewnie ilości dzieci w dzielnicy) na 2000 dzieci w roczniku pływać umie mniej więcej 0,5 %)
Reszta - miałem okazję to obserwować nie jest w stanie takiej reprezentacji wystawić a jeżeli już to przynajmniej jeden z reprezentantów się po 10-15 metrach topi.
Tak wygląda pływanie w Warszawie gdzie dostęp do basenów jest łatwy, gdzie miasto buli kasę i dofinansowuje pływanie rodzinne, szkolne itd. Jak to wygląd w mniejszych ośrodkach nawet nie chcę myśleć.
Nasze dzieci, przy ogóle wyglądają jak zawodowi sportowcy i wygrywają mistrzostwa dzielnicy z przewagą paru basenów. Gdy natomiast jedziemy dalej stykamy się z wyczynowcami, którzy z kolei nam leją basen lub półtora.
Przekładając to na narciarstwo mamy ogół czyli te 3 czy 4 miliony a których tak naprawdę pojęcie o tym co to znaczy jazda na nartach ma może 2 -3 %. Te dwa trzy procent to osoby szkolone w taki czy inny sposób ale w sposób zorganizowany i długofalowy. Dopiero z nich można rekrutować wyczynowców bo dopiero oni w ogóle wiedzą o co chodzi. Reszta jest zapoznana z nartami tak jak te dzieci co mają pływanie 2h w drugiej klasie.
Tak to wygląda i ie sądzę, żeby się w krótkim czasie poprawiło.
Serdecznie pozdrawiam
Użytkownik Mitek edytował ten post 24 marzec 2015 - 10:14