Witajcie,
Po pierwsze relacja będzie z punktu widzenia rodzinnego wyjazdu na narty (2 + 2, 10 i 16 lat) więc podaję informacje, których sam zawsze szukam pod takie potrzeby. Lubimy jeździć wszyscy razem ale rzeczywiście jeździć – oczywiście na miarę naszych możliwości - a nie drinkować w knajpach na stoku J. Po drugie relacja nie będzie zawierała fotek bo niestety aparat fotograficzny nie przeżył transportu L.
Pojechaliśmy na 9 dni w okresie 13 – 22 luty (czwartek – sobota) czyli 8 dni na stoku. To już drugi nasz wyjazd w takim oknie czasowym i bardzo nam to odpowiada przy wyjazdach na narty - polecam wszystkim. Jeden tydzień to tak trochę za mało, nie zdąży się człowiek dobrze rozejrzeć a już trzeba wracać. A 8 dni jest w sam raz, jest czas żeby się spokojnie rozjeździć i nogi już się spokojnie dopasują do butów J.
Podróż w tamtą stronę bez jakichkolwiek problemów. Wyjechaliśmy w środę na noc z okolic Warszawy na Berlin, dalej Monachium, Insbruck, w Brixen zjazd z autostrady na Bruneck, przed Bruneck skręt na Badia, w La Villa skręt na San Cassiano i właśnie w San Cassiano mieliśmy zarezerwowany nocleg. Przejazd bez korków, na obwodnicy Monachium trochę więcej tłoku ale bez problemów. Jedyna mało przyjemna rzecz jaka nas spotkała to bardzo silny wiatr na przełęczy breneńskiej, wiało tak mocno że samochody jechały środkiem dwupasmowej jezdni, żeby nie dać się zepchnąć. Jazda 20 km/h bo szybciej nie sposób było utrzymać kierownicy aby mieć czas na kontrę gdy wiatr spychał z jezdni. Na szczęście to tylko kilka minut jazdy ale było to o tyle nieprzyjemne, że w to wiatrzysko wjeżdżało się tak nagle bez żadnych oznak i nie wiadomo skąd zaczyna nagle wiać i przepychać samochód. Jechałem tą trasą pierwszy raz i tak generalnie to chyba przejazd tą przełączą do najprzyjemniejszych nie należy. Po za tym przejazd bez żadnych problemów, spokojnie z przerwami na kawkę o 13.00 dotarliśmy do naszego pensjonatu.
Z drogą powrotną było już znaaaaaaaaaaacznie gorzej. Wracaliśmy w sobotę 22 lutego więc to szczyt sezonu i zakładałem, że będzie trochę problemów ale że aż tak źle to raczej bym nie pomyślał. Z San Cassiano ruszyliśmy po śniadaniu o 9.30. Odcinek ok. 30 km do Bruneck (skrzyżowanie z drogą E66) jechaliśmy 3 godziny czyli średnio 10 km/h J. Po dojechaniu do skrzyżowania z E66 chciałem skręcić w prawo aby przez San Candido i Lienz dotrzeć do autostrady w Austrii bo tak sobie wykoncypowałem, że ta droga w sobotę w szczycie sezonu będzie mniej zatłoczona. Ale nie mogłem tego sprawdzić, czy rzeczywiście była mniej zatłoczona bo policja na skrzyżowaniu kierowała ruch tylko w lewo na Brixen gdyż E66 w kierunku na Austrię została zamknięta ze względu na lawinę w okolicach Toblach. Rad nierad, skręciłem na Brixen i doczołgaliśmy się w ślimaczym tempie do autostrady A22. Po wjeździe na autostradę jako tako dało się jechać do Innsbrucka. Po połączeniu ruchu z kierunku Tyrolu Zachodniego znowu było tragicznie, o ile pamiętam to chyba nie udało mi się wrzucić biegu wyższego niż trójka do tego częste zatrzymania. Wymyśliłem sobie, że w Niemczech przy Rosenheim lepiej będzie skręcić w prawo na Salzburg i wrócić przez Austrię a nie pchać się na Monachium. Nie wiem jak wyglądał jazda w kierunku Monachium i na samej obwodnicy ale na Salzburg też nie było słodko L. Od Salzburga do samego domu nie było już żadnych niespodzianek ale sam Salzburg minąłem dopiero o godz. 17.00. Odległość z Salzburga do San Cassiano to około 300 km i udało się ten odcinek pokonać w 8,5 h co daje średnio 35 km/h. No cóż, ale takie są uroki wyjazdu w szczycie sezonu.
No to może teraz do samej istoty czyli Alta Badia jako ośrodek na taki rodzinny wyjazd. Rzeczywiście spełnia oczekiwania co do trudności tras tzn. trasy łatwe, niektóre odcinki aż za bardzo ale i jest sporo czerwonych więc każdy znajdzie coś na siebie. Mieszkaliśmy w San Cassiano więc wjeżdżaliśmy kolejką na Piz Sorega i tam już można był zjechać fajną niebieską 11ka albo też fajną czerwoną 12ką z powrotem do San Cassiano albo innymi trasami dalej w kierunku na Corvarę lub do La Villa. Piz Sorega to w zasadzie „początek środka” ośrodka Alta Badia i tutaj trochę niemiła niespodzianka. Ten środek jest trochę taki nijaki, tzn. sporo krótkich wyciągów i tras w różnych kierunkach ale największy problem jest według mnie taki, że jest to wszystko dosyć słabo oznaczone. Jest sporo takich miejsc krzyżujących kilka nartostrad i wyciągów o sporej powierzchni i po dojechaniu tam trudno obrać właściwy kierunek bo: tablicy informacyjnej w miejscu dojazdu nie ma, mapa pokazuje że w ogóle tą nartostradą powinniśmy dojechać w trochę inne miejsce a po podejściu pod górkę na drugą stronę krzyżówki (bo tam z daleka widać było tablicę informacyjną) okazywało się że trzeba wrócić z powrotem bo jednak tam była trasa którą chcieliśmy pojechać dalej. Do tego na tablicy oznaczenie trasy było np. czerwone, później na trasie było na niebiesko a na mapce ta trasa miała w ogóle inny numer. Było to dosyć denerwujące zwłaszcza w pierwszych dniach, kiedy nie zna się topografii ośrodka, pamiętam że w kilku takich miejscach łączących trasy i wyciągi błąkaliśmy się kilkanaście minut zanim znaleźliśmy trasę którą chcieliśmy zjechać. Mapki to w ogóle oddzielna historia, byłem przyzwyczajony że są dostępne wszędzie tzn. w wypożyczalniach nart, w kasach, w knajpach czy też w pensjonacie ale niestety myliłem się. W tych miejscach które wspominałem dostępne były tylko mapy całego regionu Dolomiti Superski a z drugiej strony mapka Alta Badia ale taka dosyć poglądowa i niedokładna. Widziałem że inni korzystali z innych większych i bardziej dokładnych map, tylko że nigdzie ich nie mogłem spotkać. W końcu znalazłem, w biurze informacji turystycznej J. W sumie to nie dziwne że tam można dostać mapkę ale że tylko tam – to już tego nie bardzo pojmuję. Po za tym nawet ta mapka z biura po prostu nie odzwierciedlała rzeczywistości. Pamiętam, że w okolicach wjazdu wyciągiem na Pralongię widzę że pod nami śmigają narciarze na fajnej trasie, patrzę na mapkę a z niej wynika, że pod nami żadnej trasy nie ma prawa być J. Czy naprawdę wielkim problemem jest wydrukowanie na każdy sezon mapki z aktualnym przebiegiem tras, aktualną numeracją i oznaczeniem stopnia trudności trasy ? A gdyby tak jeszcze to uspójnić z tablicami które są na krzyżówkach ?
Same nartostrady przygotowane perfekcyjnie, trudno się do czegokolwiek przyczepić. Warunki na nartostradach długo w ciągu dnia utrzymywały się na całkiem przyzwoitym poziomie. Faktem jest, że pogoda również temu sprzyjała bo 2 z 8 dni dni były z nie za mocnymi opadami śniegu (dało się jeździć) i jeden dzień z opadami z dodatnią temperaturą więc sobie odpuściliśmy po jednym zjeździe bo wszystko było totalnie mokre. Co do samej pogody (bo przede wszystkim ta nas zainspirowała aby pojechać do Włoch) to generalnie źle nie było ale liczyłem na lepsze warunki. Przysłowiowej lampy bardzo mało, o ile pamiętam to tylko 2 dni, reszta dni pochmurnie i z opadami. Z rozmów lokalnych wynikało, że pogoda w tym roku we Włoszech w ogóle raczej fatalna, ponoć okres w którym my byliśmy i tak był dla nas łaskawy. W ten jeden deszczowy dzień zrobiliśmy sobie więc wycieczkę do Cortiny. Wycieczka szczególnie się nie udała bo w Cortinie po prostu lał deszcz, więc nie było za bardzo jak pospacerować. Zjedliśmy pizzę i wróciliśmy do naszego San Cassiano. Cortina generalnie mnie nie zachwyciła, ni to miasto ni to kurort. Lata świetności z okresu olimpiady zimowej ma już chyba zdecydowanie za sobą. Dodatkowo nastrój psuły liczne grupki braci Rosjan zachowujących się nonszalancko a przede wszystkim bardzo głośno, także w restauracji (weszliśmy do kliku, żeby znaleźć coś spokojnego i wszędzie ten sam obrazek tzn. bardzo hałaśliwa konsumpcja w grupach kilku- kilkunastoosobowych).
Parę słów jeszcze o infrastrukturze na stokach bo tutaj kilka niemiłych niespodzianek. Niestety jest sporo starych i wolnych wyciągów, które dodatkowo często zatrzymują się (zwłaszcza w rejonie Pralongii, gdzie bardzo spodobało się nam jeździć). Brak osłon na wyciągach nawet tych które wyglądały na całkiem nowe. W tych nowych wyciągach brak również zabezpieczeń dla dzieci tzn. takiej podpórki prostopadłej do pałąka, która po opuszczenia pałąka opiera się o kanapę między nogami. Te podpórki można sobie jeszcze darować ale pierwszy raz widziałem wyciągi, które nie miały podpórek na nogi z nartami. Jazda takim wyciągiem nie jest komfortowa bo buciory z nartami jednak trochę ważą i czuje się jak mięśnie są trochę naprężone. Do tego kwestia bezpieczeństwa dla dzieci: brak podpórki między nogami i brak podpórki na narty – to nie jest to komfortowa jazda dla dzieci i ich rodziców. I największe negatywne zaskoczenie albo co najmniej zdziwienie, że w ogóle można coś takiego zaprojektować to gondolka z La Villa na Piz La Ila. Czegoś takiego też jeszcze nie widziałem: okrągła gondola, w środku rura a dookoła taka półławeczka o wysokości stołka barowego na której ani usiąść ani się przytrzymać. Brak miejsce na bezpieczne wpięcie lub oparcie nart, więc jedzie się w pozycji półsiedzącej / półstojącej z naprężonymi nogami trzymając w jednym ręku narty a w drugim kijki i przytrzymując jeszcze w jakiś sposób dziecko. Do tego gondolka ta miała tendencję do dosyć mocnego bujania w końcowym odcinku. Nie trudno więc o uraz buźki dla stojącego dziecka o wzroście niższym niż wysokość nart, które to narty bujały się razem z gondolą i jej mnie lub bardziej roztropnymi właścicielami. Niezrozumiała była też dla mnie postawa obsługi na dolnej stacji, które nie reagowała na dosyć chamskie zachowania polegające na wciskaniu się do wypełnionej już gondolki. Rozumiem, że jak w środku nie ma de facto miejsc siedzących to trudno ocenić czy jest jeszcze wolne miejsce czy już nie ale wielu „narciarzy” robiło sobie ewidentną frajdę z wbijania się do wypełnionej już gondolki. Niestety obsługa w ogóle nie reagowała na takie incydenty i w efekcie wagoniki jeździły wypełnione jak kiedyś nasze PKS-y. Szkoda, bo pod tą gondolką były dwie fajne trasy: czerwona 17ka i czarna Gran Risa. Jednak perspektywa powrotu tą wesołą gondolką skutecznie nas odstraszała przed więcej niż 2-3 zjazdami a poza tym jeśli już to raczej z rana kiedy było mniej ludzi. Dla konstruktora tej gondolki – antynobel ! To się nadaje na kameralne wieczory kawalerskie z tańcem go-go a nie dla narciarzy.
Co do Gran Risy, to starsza córka (za którą – co tu dużo mówić, nie mogę już nadążyć L) namówiła mnie na zjazd i nawet dwa razy to poczyniłem. Ale to już chyba nie na moją kondycję, córka znudzona czekała sobie na mnie na dole a ja jak dojechałem to śnieg lizałem J. Nie mniej trasa naprawdę fantastyczna. Równie świetna jest biegnąca równolegle czerwona 17ka, tam już zjeżdżaliśmy całą czwórka, młodsza córcia dawała sobie radę bez problemu. Trasa o tyle fajna, że leży na północnym stoku, więc długo utrzymywał się tam zimny śnieg, fantastycznie skrzypiący pod nartami. Staraliśmy się pojeździć tam rano, taki świeży, dziewiczy sztruksik …. po prostu miodzio, rozmarzyłem się…. Za to przestrzegam przed zjazdem niebieską 24ką do La Villa. Ta trasa powinna zostać zamknięta i odliczona od łącznej liczby kilometrów nartostrad ! Trasa nadaje się do trenowania podbiegów dla Justyny Kowalczyk, zjechaliśmy (w zasadzie powinno być: podbiegliśmy) tylko raz. Zmęczyła mnie bardziej niż czarna Gran Risa L.
Parę zdań o kwaterze i miasteczku. San Cassiano – malutkie miasteczko, bardzo urokliwe, w sam raz to czego szukaliśmy. Cicho, spokojnie, brak hałasu dyskotek i pijactwa na ulicach. Kilka knajpek, jedna piekarnia, jedne delikatesy i jeden ale przyzwoicie zaopatrzony Spar. W „centrum” główna ulica wyłączona z ruchu, inne uliczki wąskie, kręte i przeważnie strome, więc ruch samochodów praktycznie w ogóle nieprzeszkadzający. Miasteczko nas naprawdę zauroczyło, oczywiście to także kwestia gustu i potrzeb, kto czego szuka ale dla nas to był strzał w dziesiątkę. Nocleg mieliśmy w Villa Hilde – i to było bardzo miłe zaskoczenie. Nocleg wyszukałem w Internecie i jechaliśmy trochę z przekonaniem, że jakoś to będzie, zwłaszcza że region do tanich nie należy więc zdecydowałem się na najtańszą kwaterę jaka była dostępna w tym terminie. Do tego strona internetowa zrobiona była bardzo nędznie (teraz już ją unowocześnili), brak zdjęć apartamentów. Na miejscu bardzo miła niespodzianka: bardzo przyjemny pensjonat, widać że świeżutko po remoncie (na Google maps ten budynek wygląda inaczej niż teraz po remoncie), wyposażenie w apartamentach może nie jest nowe ale niezniszczone, czyściutko, wygodne łóżka, pościel i ręczniki bez zarzutu, duża, wygodna kuchnia z pełnym wyposażeniem (mikrofala, zmywarka), przemiła właścicielka. Kompletnie nie ma się do czego przyczepić a jeśli już szukałbym dziury w całym, to przydałaby się sauna. Pensjonat położony na górce z widokiem na stronę południową, w dole widać San Cassiano a w dalszej perspektywie gondolkę na Piz Sorega. Do stacji dolnej Piz Sorega szło się z buta 5 minut (bo z górki) a z powrotem były 2 opcje: 15 minut (bo pod górkę) albo 1h bo po drodze był bar pod gołym niebem w którym grała fajna muzyczka na żywo i podawali dobre grzane wino. Zwykle wybieraliśmy opcję nr 2 J. Sprzęt zostawialiśmy w wypożyczalni przy samej dolnej stacji więc dojście w butach cywilnych nie stanowiło żadnego problemu.
Kilka komentarzy do knajpek na stokach. Niby jest ich sporo ale prawie zawsze były problemy ze znalezieniem miejsca. Bywało, że jechaliśmy do drugiej albo trzeciej bo kelnerzy nie dawali szans, że znajdzie się coś wolnego w perspektywie nawet do pół godziny. Stosunkowo najłatwiej można było znaleźć miejsce w dwóch największych tj. na Piz Sorega oraz w Moritziono na Piz La Ila. W sumie na w Moritziono jadaliśmy najczęściej. Jedzenie wszędzie jednakowo dobre ale zauważyłem, że w niektórych knajpkach droższe i to znacznie. W sumie to dziwne, że były takie problemy ze znalezieniem miejsca do zjedzenia, bo – mimo że to był szczyt sezonu – to na stokach nie było widać tłumów, w sumie przy wyciągach też problemów nie było, poza krótkimi kolejkami przy wyciągach „tranzytowych” żeby się rozjechać dalej w teren albo przy snowparkach. Za to zawsze była duża kolejka w La Villa do tej śmiesznej gondoli. Wydaje się więc że ilość miejsc w restauracjach nie nadąża za pojemnością tego ośrodka.
Mieliśmy ambitne plany zaliczyć Sella Rondę ale się nie udało. W pierwszej połowie pobytu jeździliśmy sobie lokalnie a w drugiej niestety popsuła się trochę pogoda i Sella była zamknięta w jedną albo nawet w obydwie strony a poza tym było pochmurnie a podobno warto zaliczyć Sellę przede wszystkim dla widoków. Nie udało się również zaliczyć Marmolady, była nieczynna o ile pamiętam to też z powodu jakichś lawin.
Spróbuję to jakoś podsumować, w zestawieniu do naszego zeszłorocznego wyjazdu do Obertauern (moja relacja z tego pobytu też jest na KN) ale bynajmniej nie chcę wywoływać świętej wojny dla udowodnienia wyższości Austrii nad Włochami lub odwrotnie.
Ośrodek, trasy, warunki na stokach – oba ośrodki porównywalne pod względem atrakcyjności. Włosi chyba lepiej przygotowywali trasy ale trzeba przyznać że i warunki ku temu mieli lepsze bo w Austrii były intensywne opady śniegu w nocy. Dolomity, owszem piękne, ale szczerze muszę przyznać, że takie „klasyczne” góry jakoś bardziej do mnie przemawiają. San Cassiano vs. Obertauern w kwestii klimatu – zdecydowanie na plus dla San Cassiano.
Nocleg – San Cassiano na plus. O Obertauern (nocowaliśmy w Laaxerhof) nie można było powiedzieć że było źle ale w naszej willi Hilda jakoś tak zdecydowanie milej i przytulniej.
Wypożyczalnia i przechowalnia sprzętu (narty zawsze wypożyczamy, buty mamy swoje) – zdecydowanie na plus dla Austrii. Wypożyczamy sprzęt średniej klasy ale w Austrii był on zdecydowanie nowszy i jakoś tak lepiej się jeździło. We Włoszech nawet wymieniłem narty na inne ale nie pomogło. Nie żeby była jakaś tragedia ale widać było wyraźną różnicę. Po za tym przechowalnie w Austrii takie porządniejsze, czyściej i bardziej zadbane a we Włoszech taki trochę bajzelek bazarowy. Poza tym obsługa – wbrew temu co się obiegowo słyszy o Austriakach – znacznie milsza i bardziej pomocna niż we Włoszech. Dla Włochów wszystko było problemem, w ogóle tacy trochę zniechęceniu i zdziwieni, że klient czegoś chce.
Jedzenie na stoku – smakuje nam jedno i drugie, ceny porównywalne, być może minimalnie taniej jest w Austrii.
Pogoda – trochę lepiej wypadała we Włoszech, przy czym podobno ten rok dla Włoch był dosyć kiepski a zeszły dla Austrii całkiem udany.
Infrastruktura na stokach, wyciągi – no tutaj zdecydowanie plus dla Obertauern. Włosi muszą się jeszcze sporo podciągnąć aby dorównać Austriakom. Niezależnie od tego czy te wyciągi są nowsze czy starsze, szybsze czy wolniejsze to w Austrii jest to tak jakoś porządniej i lepiej zorganizowane pod narciarza, że już o samych mapkach i aktualności oznaczeń nie wspomnę.
Ogólne wrażenie: oczywiście pozytywne. Na przyszły rok też planujemy Włochy, liczę że wreszcie dadzą nam to prawdziwe słońce i śnieg. Dalej będę szukał swojego ulubionego miejsca na ziemi. Już zacząłem poszukiwania i mam pierwsze preferencje ale o tym może w wątku dotyczącym pytań przedwyjazdowych. Chociaż żona ostatnio coś mi wspominała, że może w tym roku odpuściliśmy sobie narty a w ferie zimowe do cieplejszych krajów np. Kenia ? Brrrrr, nawet nie chce o tym myśleć. Nie żebym nie lubiał ciepłego morza i gorącego piasku ale cały rok bez nart ?!
No to by było na tyle tego, jak jeszcze sobie coś przypomnę to napiszę J.
Pozdrawiam serdecznie
Wojtek