Jestem nowy na tym forum a zapisałem się by ...właściwie nie wiem po co, może aby poznać ludzi podobnie myślących.
Chciałem na początku podzielić się urazem psychicznym jakiego doznałem uczestnicząc narciarskiej wycieczce autobusowej do doliny Aosty w zeszłym roku.
Państwo tu piszecie na forum tak , że można odnieść wrażenie że narciarstwo to sport, w dodatku techniczny i jeszcze do tego elitarny. No więc posłuchajcie:
Autobus z Polakami przybył do Włoch i sportowcy wydostawszy się przez otwór przedni przedstawili sobą następujący widok: Panie o budowie nieprzypominającej Blanki Kostelić raczej sprawiły wrażenia, że na przygotowania do sezonu ograniczyły do świeżej farby na włosach.
Panowie natomiast wyglądali tak: Na pysku kwitnie to co zeżarli i wychlali, raczej w większości delikatnie mówiąc nieszczupli, choć może jestem niesprawiedliwy. Zazwyczaj nóżki mieli szczupłe relatywnie do brzuszków.
Intensywne uprawianie narciarstwa zaczęło się następnego dnia. Tu rzeczywiście należy przyznać rację tym co uważają narciarstwo za sport. Najcięższym najbardziej siłowym i wymagającym elementem kunsztu narciarza jest założenie butów narciarskich. Wymaga to sięgnięcia rękami do stóp omijając po drodze różne utrudnienia w postaci tego co się odłożyło w wyniku treningu na ciele narciarza poczynając już od karku poprzez biusty, brzuszyska i tak dalej.
Ten pierwszy etap już odbijał się na utrudzonych twarzach narciarzu w postaci zdrowych rumieńców. Słychać było sapanie i przekleństwa . Wreszcie się udało i zawodnicy wyruszyli w kierunku luków bagażowych autobusu celem dalszych ćwiczeń. Tam odbył się etap pozyskiwania sprzętu przy czym panowie byli łaskawi pobić się bo pozapominali czyje narty jak wyglądają i kto ma jakie kije. Zasapali się przy tym jeszcze bardziej ale dzięki temu już rozgrzani i kompletni wyruszyli w kierunku straszliwych włoskich tras. Najpierw jednak wredne makaroniarskie kurduple postawiły przed orłami jeszcze jedno wyzwanie. Mianowicie dostępu do kolejki broniły 30 straszliwych schodków które należało pokonać. I to jeszcze pokonują przy tym grawitacje ziemską. Czyli, że do góry.
Większość z naszych poradziła sobie z tym wyzwaniem. Świadomi i wyedukowani przez media i znający zagadnienia komfortu termicznego Nasi, pokazali, że wiedza jak się ubrać jest im wstrętna, bo zawsze można się rozebrać prezentując sześć warstw bielizny przeciwpotnej rozciągniętej do ostatnich granic. I przereklamowanej jak widać bo Nasi celowo wprowadzeni w błąd stali w kałużach przerobionego na pot a wczoraj wychlanego piwa Biedron po 90 groszy za puszkę. Odpoczywali a ja patrzyłem na nich i konfrontowałem to co do siebie podoczepiali z rozmowami na temat sprzętu i narciarstwa przeprowadzonymi w autobusie i później w hotelu. Zachwyciła mnie asymetria ich wyglądu z lekkością poglądów. Co jak co ale wiedza i zrozumienie nie obciążają zanadto małych główek i grubych karków. Nawet w oczach skrytych za złotymi okularami kilku nieco bardziej dystyngowanych panów nie stwierdziłem śladu zrozumienia co tak właściwie tu robimy po przejechania 2000 kilometrów i w tych dziwnych kolorowych ubraniach. A z rozmów prowadzonych, zanim stracili możność oddychania na śmiertelnym podejściu pod kolejkę dowiedziałem się że:. 1.Atomiki są lepsze od Fiszerów. Wprawdzie niedużo lepsze ale jednak. 2. Na karwingach jeździ się jak?... Lepiej. 3.Włoskie nartostrady są lepsze od austriackich bo szersze i lepiej przygotowane.
Teraz już polactwo uzbrojone w sprzęt, świadome i wyedukowane zakłada obowiązkowe kask na łeb i wyrusza na podbój tras . Tras niebieskich a bywa że i czerwonych też. Bezpieczni są bo mają kaski na łbach czyli chronią to co mają najcenniejsze. O tym, że urazy głowy są na odległym miejscu w statystyce urazów narciarskich już TVN przed nimi zataił. Słów : orteza stawu kolanowego, jeszcze większość z nich nie zna. Ale po południu już znali będą wszyscy. Niektórzy nawet będą odmieniać prawidłowo. Łeb w kasku się spocił i może dlatego pod niektórymi zakiełkuję nawet nieśmiała własna myśl: Po co mie kask jak se kolano co roku rozwalam a w tem kasku nie słyszę jak mie Wieśka woła. I pojechałem i se noge rozwaliłem a oni na piwie zostali. I jak ja jeich teraz znajdę w moich nartach z napisem RACE. Swojom drogom ciekawe co to znaczy? I czy ja już jestem RACER teraz, jak najdrożesze narty se kupiłem. I buty sztywne mam z cantingiem. To chyba jestem sportowiec ekstremalny. To się piwa napije.
Właśnie. Pojechali.
A po powrocie ja policzyłem:
Srednia ( zawyżona) ilość zjazdów - 10
Średni czas przejazdu odliczając przerwy na niezbędny odpoczynek i zdjęcia wynosi 2 min.
A w czasie przejazdu większością tras nie trzeba cały czas kontrrotować , antycypowć muldę wirtualną, skośnie wbijać kijek i wkładać kolano. Przez ponad połowę czasu się po prostu stoi przodem do zagiętego i patrzy co będzie. I broń boże poza trasę wyjechać.
A wiec reasumując : Czas względnej dobowej aktywności wynosi 20 minut. Na tydzień będzie 2 godziny. A w międzyczasie na wyciągu ekspozycja kolan na zimno, niefizjologiczna pozycja na krzesełku, Przejazd nie poprzedzony rozgrzewką. Często prosto w objęcia ortopedów.
Rozumiecie? Za nie wiadomo ile kasy jadę cały dzień po ty by mieć 20 minut względnego powtarzam względnego ruchu. Przecież to lepiej psu patyk porzucać. A jak się psią kupę zakopuje to i ruchu jest więcej. A łopatkę szpanerską też se można kupić. W sklepie podróżnika na przykład.
Walory poznawcze wycieczki również ograniczają się do basenu hotelowego i kilku wiadomych półek w najbliższym spożywczaku. Polactwo po knajpach nie chodzi więc knajpiarze w okresie największego nawału dzielnych narciarzy znad Wisły spieprza na urlopy.
Więc proszę dajcie mi szanse i powiedzcie że ten portal jest dla mnie.
Pozdrawiam. KUBA
Użytkownik jabol edytował ten post 07 maj 2013 - 11:47