Skocz do zawartości


Zdjęcie

Cortina d'Ampezzo, luty 2008


  • Nie możesz napisać tematu
  • Zaloguj się, aby dodać odpowiedź
3 odpowiedzi w tym temacie

#1 o_andrzej

o_andrzej
  • Użytkownik
  • 4192 postów
  • Płeć:Mężczyzna

Napisano 08 czerwiec 2011 - 21:57

Zachecony przez jabola, dokladam kolejna dluuuga relacje. Scisle, kopiuje ja z innego miejsca. Troche juz stare, bo sprzed 3 lat, ale wciaz moze sie przydac. Jak czas pozwoli doloze zdjecia do galerii. Cortine z przyleglosciami, bo byl to rodzaj skisafari, wspominam bardzo, bardzo cieplo.

Bardzo chcieliśmy w tym sezonie znów odwiedzić Dolomity, ale długo wahaliśmy się kiedy i gdzie pojechać. Wreszcie postanowiłem: Cortina, ostatni tydzień lutego, biuro podróży Olimp mające opinię sprawnego i uczciwego. Dlaczego Cortina? Bo to stolica narciarstwa włoskiego, bo ludzie ją w Internecie chwalą, bo jeszcze tam nie byliśmy, a do tego Olimp oferuje stosunkowo tani wyjazd: 1950 zł włącznie z posiłkami, skipassem i oczywiście autokarowym przejazdem. Jedziemy w trójkę: Grażyna, ja + moja siostra, ale jadą z nami jeszcze dwie pary z mojej pracy wyraźnie zachęcone optymistycznymi wizjami pomysłodawcy. Wyjazd, 22 lutego, z pod Wawelu, odbywa się bez przeszkód. Autobus komfortowy, jazda również. Zatrzymujemy się na granicy czesko-austriackiej w nieśmiertelnym Znojmo, gdzie ceny alkoholi przewyższają najczęściej te polskie, przesypiamy, na ile to możliwe, nockę, nad ranem poimy się kawą w przydrożnej restauracji w Klagenfurcie i wjeżdżamy do Włoch. Przekraczamy wysoko położoną przełęcz, zjeżdżamy do Cortiny i nie zatrzymując się w niej, podziwiając dzikość dolomickich pasm, dojeżdżamy do miejscowości San Vito di Cadore. Tu czekamy na przyjazd autobusu, który wraca do Polski, poznajemy naszą rezydentkę i ok. 12-ej dojeżdżamy ostatecznie do hotelu w miejscowości Calalzo di Cadore (Cadore oznacza nazwę regionu), gdzie spędzimy następne 7 nocy. Hotel robi miłe wrażenie, jest ładny i wygodny, a nade wszystko wydaje się być zanurzony w ciepłej, rodzinnej atmosferze. To zasługa gospodarzy: Bruno, Emmy (pierwszej żony Bruna, jak zwykł o niej mówić) i ich dzieci. Wykorzystujemy popołudnie do zwiedzenia miasteczka. Nie jest specjalnie piękne, ale i niebrzydkie. Wszędzie dookoła góry. Życie toczy się tu dość ospale w specyficznym włoskim klimacie swojskości i rodzinności. Odwiedzamy tutejszy cmentarz, dumamy nad losem ludzkim. Spożywamy pierwszą kolację: jest pyszna, wielodaniowa i bardzo włoska. Zaczyna się zupą, trochę przypominającą tradycyjną polską, potem pojawia się, a jakże, zestaw dwóch dwóch makaronów, dalej główne danie złożone z pysznie przyrządzonego mięsa, ziemniaków lub frytek i deser: lody, kawałek ciasta czy tiramisu. Do tego sałata podlana obficie oliwą z małymi brązowymi, przypieczonymi kulkami czegoś (mięso?) co nam bardzo smakuje. Podobne jedzenie będzie nam serwowane do końca pobytu. Wino, niezłe, domowe z okolic Trento, musimy niestety sobie dokupić sami (5 Euro). Rano czeka nas niezłe śniadanie, po czym ładujemy się do autobusu i zaczynamy nasze przygody narciarskie. Karnet przewidywał 4 dni jeżdżenia w samej Cortinie i 3 dni w mniejszych stacjach położonych w jej pobliżu. O ile samej Cortiny byliśmy pewni, o tyle trochę obawialiśmy się co nas czeka w mniejszych stacjach. Niepotrzebnie, bo wszystkie okazały się bardzo atrakcyjne. Ponieważ nasze Calalzo, gdzie spędzaliśmy noce, oddalone jest od Cortiny prawie 30 km, każdego ranka pokonywaliśmy niemały dystans, czasem krótszy, czasem dłuższy, w zależności od wybranej stacji. Droga bynajmniej nam się nie dłużyła, bowiem wiodła piękną doliną, z niezwykłymi kościółkami zawieszonymi na skraju niewielkich przepaści czy zboczami gór, które schodzą do samej drogi. Ponieważ w czasie całego pobytu towarzyszyła nam piękna pogoda, naprawdę było co oglądać.

Pierwszego dnia jedziemy do Auronzo - niewielkiej stacji oddalonej o kilkanaście km od naszego Calalzo. Jeździmy na względnie małej wysokości, ok. 1600 m. W zupełności wystarczy, bo śnieg ma dobrą, mimo pozornie dość wysokiej temperatury powietrza, zmrożoną konsystencję. Nie ma tu bezliku tras, ale tych kilka solidnie czerwonych w pełni nas zadawala. Staramy się nie zajeździć na śmierć, to w końcu nasz pierwszy dzień, toteż chętnie robimy przerwę na bombardino i frytki w jednym z przytulnych rifugio.

W drugim dniu jedziemy na Falorię. Narciarski region w Cortinie dzieli się na kilka od siebie niezależnych kompleksów, z których największe to: Faloria i Tofane, od nazwy okolicznych szczytów. Do obu wyjeżdża się sporej wielkości kolejkami, o pojemności zbliżonej do nowych wagoników na Kasprowy. Dolne stacje kolejek oddalone są od siebie o kilka kilometrów i leżą po przeciwnej stronie miasteczka. Trudno powiedzieć, który z nich jest lepszy. Oba dysponują bogatą infrastrukturą nowoczesnych wyciągów, w większości krzesełkowych kanap, oferują różnorodne trasy z przewagą czerwonych. Nam bardziej przypadła do gustu Faloria, o czym świadczy fakt, że aż 3 razy wybraliśmy się do niej, a tylko raz do Tofane, ale oba regiony posiadają rozliczne narciarskie atuty. Ten dzień i kolejne są do siebie zbliżone. Wyjazd z hotelu ok. 8.45, przejazd ok. 45 min, początek nartowania ok. 10-ej, co najmniej półgodzinna przerwa na bombardino ok. 13-ej, dalsze jeżdżenie do 16-ej, zjazd kolejką do autobusu, odjazd o 17-ej. O 19-ej obiado-kolacja. W tym dniu na Falorii zadawalamy się trasami leżącymi po tej stronie drogi, nie wyjeżdżamy na Cristallo, które odkryjemy dwa dni później. Podziwiamy panoramę. Wybieramy głównie trasy czerwone, od czasu do czasu zjeżdżając którąś z czarnych, nie tyle stromych, to też, ale bardzo zmrożonych i twardych tego dnia. Dwa lata temu, w Madonnadi Campiglio, mieliśmy wrażenie, że kolor tras jest nieco naciągany, tzn. czerwone są raczej niebieskie, a czarne - czerwone. W Cortinie nic z tych rzeczy - kolory rzetelnie pokazują trudność tras, a w szczególności czarne są naprawdę czarnymi.

Trzeciego dnia jedziemy na stoki Tofane. Początkowo kręcimy się głównie na dolnych czerwono-czarnych trasach z jej olimpijskim wariantem włącznie. Ale ze względu na południowe położenie stoków i znaczne ich nasłonecznienie, śnieg staje się coraz bardziej miękki i ciapowaty. Przenosimy się wyżej, podjeżdżając kolejką na stoki Ra Valles. Piękny widok na Cortinę i otaczające szczyty z wysokości podchodzącej pod 3000 m. Próbujemy różnych kombinacji tras, a na koniec zjeżdżamy stromą czarną do niższego kompleksu. Nieźle dała nam w kość, nie tyle przez swoje mocne nachylenie, co bardzo trudne, zupełnie rozmiękłe, wielkie muldy. Mowy nie było o jakiejś płynnej jeździe, raczej o przeżyciu. Obowiązywała jedynie słuszna w takich warunkach technika: wjazd na garbek i obskok. Nawiasem mówiąc, nie lepiej i nie ładniej pokonywali tę trasę włoscy instruktorzy z trudem "zwożący" swoich klientów. Zjeżdżamy aż na sam dół, tuż obok parkingu. Jakże miło znów wskoczyć w wygodne buty, które na nas czekają w autobusie i uraczyć się grzańcem przygotowanym nam przez kierowców.

Czwartego dnia odwiedzamy Misurinę, niewielką stację leżącą po drugiej stronie masywu otaczającego Cortinę. Stacja jest niewielka, tylko jeden wyciąg krzesełkowy, kilka wariantów tras czerwono-czarnych, ale bardzo nam się podoba. Część trasy biegnie lasem, część odkrytym terenem i jak zwykle u Włochów wszystkie są dobrze przygotowane. Stan śniegu idealny: nie za miękki, nie za twardy. Ludzi tu niewielu, naprawdę można się wyszumieć. Korzystam z kameralnego nastroju stacji i proponuję kilku uczestniczkom instruktorskie porady. Instruktorem co prawda nie jestem już od lat, ale nawyki pozostały. Wieczorem czekają nas atrakcje. Po obiedzie pojawia się, a ściśle pojawiają, tańczące brzuchem: początkowo jedna, profesjonalistka, a po chwili, kompletnie nas zaskakując - nasza 70-letnia gospodyni, owa pierwsza żona gospodarza :). Każdemu życzę tyle energii i werwy w tym wieku.

W piątym dniu wybieramy się ponownie do Falorii. Znów ujeżdżamy znane nam trasy, ale tym razem decydujemy się zjechać aż do szosy i wyjechać na Cristallo. To trzeci niezależny region w okolicach Cortiny, jak dla mnie najpiękniejszy i z narciarskiego punktu widzenia najciekawszy. Nie ma tu zbyt wielu tras, w większości są one czerwone, ale zwłaszcza jedna, do której wiedzie stare wysłużone, chybotliwe krzesełko, bardzo przypadła mi do gustu. Krzesło wiedzie aż na przełęcz, prawie na wysokość 3000 m, ale ostatni, czarny odcinek trasy był zamknięty. Wysiadaliśmy więc wcześniej i zjeżdżali po świetnym, początkowo mocno stromym stoku, rozkoszując się śniegiem o wspaniałej konsystencji i widokami, które naprawdę, dosłownie i w przenośni, zapierały dech. Granat nieba na niektórych zdjęciach jest autentyczny i nie został wsparty żadnym filtrem. Cudne jeżdżenie.

Tak bardzo urzekło nas Cristallo, że szóstego dnia wybraliśmy się tu ponownie. Pogoda, dotychczas żleta, trochę się zaczęła psuć. Po niebie smędziły się mgiełki i chmurki, przez które z trudem przebijało się słońce. Pożegnaliśmy nasze ukochane Cristallo, Falorię, odbyli ostatni zjazd kolejką.

Ostatniego 7-go dnia, tylko niewielu z nas zdecydowało się na jazdę na nartach. A szkoda, bo okazała się ona, ku naszemu zaskoczeniu, bardzo udana. Po ostatecznym zapakowaniu bagaży, pożegnaniem się z gościnnymi gospodarzami, dojechaliśmy do San Vito di Cadore. Odjazd miał nastąpić ok. 14.30, a więc mieliśmy do dyspozycji ponad 3 godziny jeżdżenia. Stacja nie imponuje ani wysokością ani rozmaitością i wielością tras, w zasadzie interesujące są dwie bliźniacze czerwone trasy na samej górze. Na szczęście bardzo atrakcyjne: stałe nachylenie, nieznacznie zmuldzony stok, wystarczająca szerokość trasy, dobra jakość - nie za miękko, nie za twardo - śniegu, mała ilość ludzi, aż zachęcają do karwingowania. Osobiście nie przepadam za tego typu "zwożeniem" się w dół, ale tym razem i ja uległem jego urokom. To poczucie płynięcia, rytmu, tańca na krawędzi zostanie mi na długo. Ostatni zjazd w dół, przebranie ciuchów na cywilne i... kierunek Kraków. Po drodze znów postój w Klagenfurcie, Znojmo, dwa nieciekawe filmy i nad ranem docieramy cało i szczęśliwie do domu.

Komentarze

Cortina, wbrew jej olimpijskiej zaszłości nie jest ani największą ani najbardziej atrakcyjną włoską stacją. Niewątpliwie jednak w rankingu stacji znajduje się wysoko. Wielość i rozmaitość tras, piękne widoki, dobra i nowoczesna infrastruktura czynią ją bardzo atrakcyjną. Nie wiem czy tak dobrze trafiliśmy, czy był to przypadek, ale nigdzie, z niewielkimi wyjątkami, nie trafiliśmy na większe tłumy. Żadnych kolejek, czekania, które zdarzały nam się dwa lata temu w Madonnie, a niektóre, dodajmy bardzo atrakcyjne tereny, jak Cristallo, określiłbym wręcz jako pustawe.

To była moja pierwsza podróż z agencją turystyczną, dotychczas organizowaliśmy sobie nasze wyjazdy, czy to letnie czy zimowe, indywidualnie. Nawiasem mówiąc trochę obawialiśmy się niedogodności grupowego wyjazdu, nie wspominając o możliwych alkoholowych ekscesach naszych rodaków w trakcie podróży. Nasza grupa składała się z zupełnie przypadkowych mniejszych grupek ludzi z różnych miejsc Polski, w różnym wieku, od dwudziestokilkulatków aż po 72-letniego uczestnika, nawiasem mówiąc bardzo dobrego i sprawnego narciarza. Przez cały czas pobytu nie zdarzył się żaden niemiły incydent, nie mógłbym wymienić ani jednego przypadku niestosownego zachowania któregokolwiek z uczestników. Organizacja - biuro Olimp z Krakowa - bez większego zarzutu. Jedyny niemiły incydent związany był z wypadkiem naszej rezydentki. Trzeciego dnia, na Tofane, skręciła sobie poważnie kolano i musiała być operowana w szpitalu w Cortinie. Na domiar złego uszkodziła sobie już kiedyś kontuzjowane kolano. Oby szybko wróciła do zdrowia i pełnej sprawności.
  • 3

#2 J@n

J@n
  • Administrator
  • 9813 postów
  • Płeć:Mężczyzna
  • Narty:black crows atris
  • Imię :Jan
  • Ulubiony stok:FIS w Szczyrku

Napisano 08 czerwiec 2011 - 22:22

Spożywamy pierwszą kolację: jest pyszna, wielodaniowa i bardzo włoska. Zaczyna się zupą, trochę przypominającą tradycyjną polską, potem pojawia się, a jakże, zestaw dwóch dwóch makaronów, dalej główne danie złożone z pysznie przyrządzonego mięsa, ziemniaków lub frytek i deser: lody, kawałek ciasta czy tiramisu. Do tego sałata podlana obficie oliwą z małymi brązowymi, przypieczonymi kulkami czegoś (mięso?) co nam bardzo smakuje. Podobne jedzenie będzie nam serwowane do końca pobytu. Wino, niezłe, domowe z okolic Trento, musimy niestety sobie dokupić sami (5 Euro). Rano czeka nas niezłe śniadanie,


:uklon2: wielkie dzięki
a pamiętam że gdzieś, kiedyś, ktoś na jakimś forum pisał że mu włoskie jedzenie nie podchodzi :zeby:
  • 0
Dołączona grafika
pozdrawiam Jan narciarki i narciarzy, początkujących i zaawansowanych, a także ośrodki narciarskie: Szczyrk , Wisła , Istebna , Ustroń , Zwardoń , Koniaków , Korbielów , Zawoja , Rabka , Zakopane , Bukowina Tatrzańska , Krynica , Karpacz , Szklarska Poręba , Czarna Góra , Tatrzańska Łomnica , Szczyrbskie Jezioro , Stary Smokovec , Jasna , Winterberg, Willingen, Neuss, Zell am See , Saalbach , Hinterglemm , Mayrhofen , Tux , Hintertux , Stubai , Sölden , Obergurgl , Ischgl , Obertauern , St. Anton, Zürs, St. Christoph, Stuben, Lech, Oberlech, Valluga, St. Jakob, Venet, Fiss, Ladis, Serfaus, Zams, Hochsölden, Kühtai, Hochoetz, Livigno , Wolkenstein , Selva , Santa Christina , Sankt Ulrich , Arabba , Colfosco , Canazei , Pozza di Fassa, Belvedere, Marmolada, Alpe Lusia, Bellamonte, Passo San Pellegrino, Falcade, Latemar, Obereggen, Catinaccio, Pera, Moena, Cortina , Sulden , Gressoney , Cervinia , Kronplatz , Coumayeur , Sestriere , Alagna Valsesia, Macugnaga, Monterosa, Gressoney, Zermatt , Saas Fee , Saas Grund, Hohsaas, Grächen , Aletsch , Crans Montana , Verbier , Thyon 2000, Les Collons , Rosswald , Belalp , Leukerbad, Bettmeralp, Fiesch, Fiescheralp, Brig, Visp, Zinal, Grimentz, St. Luc,  Samnaun, Serre Chevalier, Vialattea, Val dIsere , La Mongie , Montgenevre , Alpe dHuez , Les Duex Alpes , Sybelles , Tignes , Val dIsere , Les Arcs , La Plagne , Val Cenis, Termignon, Val Frejus, Champagny , Courchevel , Meribel , Les Menuires , Val Thorens , Orelle, La Grave , Oz , Saint Sorlin , Chamonix , Megeve , Flaine , Morzine , Les Portes du Soleil, Galibier, Thabor, Valloire, Valmeiniere

#3 bocian74

bocian74
  • Użytkownik
  • 370 postów
  • Płeć:Mężczyzna
  • Skąd:Rybnik
  • Imię :Marcin

Napisano 09 czerwiec 2011 - 07:25

Cortina jest super, ale jak tam wrócicie to warto jeszcze pojechać na Passo Falzerego i pojeździć w tamtych rejonach. Czyli Lagazuoi, Col Gallina i Cinque Tori.
Pozdr
Marcin
  • 0

#4 Pit

Pit
  • Administrator
  • 5366 postów
  • Płeć:Mężczyzna
  • Skąd:ZPY
  • Narty:Dynastar Course 178
  • Imię :Piotr
  • Ulubiony stok:Szczyrk

Napisano 09 czerwiec 2011 - 09:26

Bardzo dziękuję za relację :uklon2:

a pamiętam że gdzieś, kiedyś, ktoś na jakimś forum pisał że mu włoskie jedzenie nie podchodzi


:witaj: :witaj: to ja, to ja kiedyś pisałem na temat włoskiego jedzenia. Jeszcze mnie cofa jak sobie pomyślę.....choć już trzeci rok mija :fak:
  • 0

"Trzeba wiele zmienić, by wszystko zostało po staremu"

forum narciarskie, narty, narciarstwo, narciarskie,carving, ski, narty, narty forum, ski-forum, forum narty, dobór nart, ośrodki narciarskie, narciarstwo klasyczne, kaski, freeride, forum narciarskie, artykuły górskie, fotki z gór, gogle narciarskie, urazy, lodowce alpejskie, porady, Tatry, kijki narciarskie, wyjazdy na narty, opinie, stoki narciarskie, Dolomity, skoki narciarskie, orczyki, race, bielizna termiczna, muldy. Porady ekspertów i instruktorów szkół narciarskich. Skala umiejętności narciarskich, kurtki narciarskie, Adam Małysz, buty, zawody, freestyle, dziecko na stoku, zawody Pucharu Świata alpejskiego., wiatr, foki, porady w doborze nart, okulary z filtrem, Beskidy, nauka jazdy na nartach, Podhale, wyciągi, relacje, wiązania narciarskie, rękawiczki narciarskie, kamery, dekalog FIS, śnieg, Sudety, Alpy, górskie wyprawy, Kamil Stoch, portal narciarski, skocznie narciarskie, skipass, wspinaczka, dyskusje narciarskie, kontuzje, opady śniegu, Karkonosze, gondole, ubezpieczenia narciarskie, narty,







Użytkownicy przeglądający ten temat: 0

0 użytkowników, 0 gości, 0 anonimowych