Dorzucam bardziej kompletna relacje. Wazna wraz z galeria, ktora mozna znalezc w... galerii. Troche dlugie, troche nudne... dla niektorych, ale przyznaje, napisalem to dla... wnukow. Tu umieszczam niejako przy okazji. Pierwotnie zamierzalem wziac udzial w konkursie, ale... po pierwsze nie mialbym szans wobec urokow ujawnionych przez niejakiego SnowMotion (jak dla mnie super, nie tylko uroki, bije mlodosc), a po drugie, czuje, ze byloby to nie fair. Anyway, umieszczam co umieszczam. A zatem:Od kilku już lat wybieramy Włochy na nasz alpejski tydzień. Dlaczego Włochy a nie Austria na przykład? Z wielu powodów, z których najważniejsze są dwa: klimat międzyludzki bliższy naszym upodobaniom i pewniejsza pogoda. Ale nie odżegnujemy się, być może znów kiedyś zawitamy do Austrii. W zeszłym sezonie poznawaliśmy stacje doliny Aosta, w tym padło na Livignio. Trochę przez przypadek, pierwotnie planowaliśmy pobyt w Sestriere, ale spóźniliśmy się – brakło miejsc. Jak się potem okazało, mieliśmy sporo szczęścia. Pogoda w Siestriere w tym samym czasie, w przeciwieństwie do naszego Livignio, okazała się kiepska; na 6 dni, tylko 3 nadawały się do jeżdżenia.
Podobnie jak i w zeszłym roku jedziemy z biurem Wygoda Travel, tym razem w okrojonym składzie: żona, siostra i błogosławiony między niewiastami – autor niniejszych słów. „Przygodę” zaczynamy w Katowicach, gdzie po przyjeździe z Krakowa ulokowaliśmy się wygodnie na swoich docelowych miejscach wygodnego, nomen omen, autobusu. Ulokowaliśmy się i… poczekali ponad 3 godziny. Bowiem w tym czasie panowie z Inspekcji Transportu Drogowego prześwietlali nasz autobus i jego kierowców. Ktoś z pasażerów, być może nieświadomy konsekwencji, zaprosił owych panów do kontroli. Po ponad trzech godzinach panowie uprzejmie oznajmili, że znaleźli… pewne uchybienia w pracy kierowców. Jak na moje rozeznanie, były to drobne, nieistotne nieścisłości w najmniejszym stopniu nie usprawiedliwiające naszego czekania, zwłaszcza, że mieliśmy przed sobą prawie dobę podróży. Nie obyło się też bez zabawnego qui pro quo. Jeden z naszych pasażerów, mocno nietuzinkowy Pan, nazwijmy go Bolek, skądinąd właściciel firmy transportowej z Dębicy czy Rzeszowa, mocno naraził się panom z inspekcji, wyzywając ich od smarkaczy. Okazuje się, że miał już z nimi wcześniej wiele do czynienia i owe kontakty nie należały wg. niego do przyjemnych. Panowie poczuli się obrażeni, wezwali policję, która najwyraźniej zamierzała „zgarnąć” pana Bolka. Ten, czując pismo nosem, schronił się w kiblu (ubikacji) pobliskiej kafejki i przeczekał tam kilkakrotne ich nachodzenie. Gdy autobus wreszcie ruszył, Pan Bolek, jak na dobrym filmie akcji, wypadł z kafejki i wskoczył do odjeżdżającego autobusu.
Po wielu godzinach nużącej jazdy dojechaliśmy do Bergamo. Stąd, włoskim busem, dojeżdżamy krętą, malowniczą drogą, zahaczając o Szwajcarię, do samego Livignio. Znów przesiadka do mniejszego busa i ok. 21-ej docieramy wreszcie do naszego hotelu Arnoga, położonego bardzo wysoko, prawie 2000 m npm, w odludnym miejscu, w połowie drogi między Livigno i Bormio. Kolacja z niezłym vino da tavola, spanie w wygodnym pokoju.
Plan biura przewiduje trzy dni w Livigno, dwa w Bormio i jeden w małej Isolacci, położonej pomiędzy dwoma większymi stacjami. Słowem – mini skisafari w dolinie Alta Valtellina. Zaczynamy od Bormio, do którego dojeżdżamy malowniczą wąską drogą. W niektórych miejscach autobus z najwyższym trudem przeciska się przez wąskie uliczki napotkanych miasteczek, prawie dotykając lusterkami tamtejsze domy. Bormio okazuje się takie sobie. Pogoda również. Trochę pada, trochę mgli w górnych partiach, miejscami trochę twardo, ale jak na pierwszy dzień rozjeżdżania nie jest źle.
Następny dzień spędzamy w Livigno po stronie Trepalle. Region Livigno dzieli się na dwa, niezależne od siebie, przedzielone samym miasteczkiem, odrębne domeny: Trepalle i Carosello. To ostatnie jest nieco większe pod względem łącznej długości, ale Trepalle ma trudniejsze, bardziej urozmaicone trasy. W sumie, w obu częściach, jest gdzie jeździć, ponad 125 km długości tras. W większości czerwone, mało niebieskich, nie brak też czarnych, zwłaszcza w części Trepalle. Pogoda dopisuje, dużo słońca, nie za ciepło, nie za zimno. Próbujemy wszystkich tras, z których najbardziej przypadły nam do gustu czarne z Della Neve i czerwone (z odcieniami czarnymi) schodzące na sam dół z charakterystycznymi odcinkami biegnącymi pod szosą. Super. Bardzo lubię taką kombinacyjną jazdę: trochę szerokich stoków, trochę wąskich, trochę lasku, przewężeń, niewielkich muldek.
Kolejny dzień spędzamy w Isolacci – małej niewielkiej stacji położonej pomiędzy Livigno i Bormio. Pusto tu, kameralnie, wyciągi, z wyjątkiem 2-3 krzesełek, w większości orczykowe. Nie znajdziemy tu trudnych, rozległych tras, ale stacja zasługuje na uwagę i warto jej poświęcić co najmniej jeden dzień jeżdżenia. Zwłaszcza boska „Le pone” poprowadzona wysoko, wspaniale, w pięknej scenerii, z przyprawiającymi o zawrót głowy widokami, w kilku wariantach, w tym jednym z odcinkami nieratrakowanymi. Pomimo powolnego orczyka zdecydowanie warto tu pojeździć, my spędziliśmy tu większą część dnia. A w porze lunchu warto zaglądnąć do małego, przytulnego domku (patrz zdjęcie w galerii), gdzie za niewielkie pieniądze kupimy od brodatego Włocha, autentycznego tamtejszego górala, pyszne panino z prosciutto (szynka) lub serem. Dzień kończymy wizytą w Bormio na tamtejszym lokalnym festynie. Bormio to stara, nawet bardzo stara bo średniowieczna, alpejska miejscowość, pełna zabytków, starych kamiennych domów, studzien, fontann, portali i rzeźb. Na tamtejszym rynku pokazano nam film o urokach, zimowych i letnich, miasteczka, trochę historii, ale przede wszystkim dano wypić grzańca, w dowolnej, niczym nie ograniczonej ilości. Toteż nie ograniczaliśmy się zanadto
Popróbowaliśmy też tamtejszych pysznych likierów, a to z porzeczki, a to orzechów czy borówek zwanych błędnie w niektórych częściach Polski jagodami.
Następny dzień spędziliśmy ponownie w Livigno, ale tym razem w jego drugiej części – Carosello. Trochę tu inaczej niż po stronie Trepalle. W sumie więcej tras, w ogromnej większości czerwone, średnio trudne, rozległe, szerokie. Jest gdzie pojeździć. Naszą ulubioną została Federia, wysoko położona, po drugiej stronie Carosello. Średnio długa, średnio trudna (mimo wszystko konkretnie czerwona), piękna. Śnieg boski, widoki wspaniałe, wokół pełno białych gór. Żyć nie umierać! Zjeżdżamy tam i z powrotem do upojenia. Przerwa na małe co nieco na wysokości prawie 3000 m i dawaj nazad.
W czwartek wracamy znów do Bormio, które w mojej ocenie odstaje trochę od Livigno. Niby tras tu nie brakuje, nachylenie konkretne, pełno różnych wariantów, ale to nie to. Gdybym miał ocenić poszczególne stacje w skali 1-6 oceny byłyby takie: Livigno, obie domeny: 5, Bormio: -4, Isolaccia: 4, a np. Cervinia z Zermattem niewiele lepiej bo +5. Subiektywnie! Dzień kończymy zakupami w miasteczku Livigno, a więc w specjalnej strefie, utworzonej jeszcze za Napoleona. Chcąc zrekompensować mieszkańcom trudy życia (śnieg zalega tu przez 9 miesięcy) niektóre towary można tu kupić bardzo tanio. Przez niektóre należy rozumieć przede wszystkim alkohol pod różnymi postaciami. Fakt, litr spirytusu kosztuje tu niecałe 2 Euro. Przy takiej cenie nie opłaca się własnoręcznie pędzić.
Ale ceny kosmetyków już nie porażają, choć oczywiście moje panie nie omieszkały się zaopatrzyć w niezbędne ich zdaniem produkty piękna. Przy wyjeździe ze sterfy jesteśmy dość dokładnie kontrolowani przez funkcjonariuszy Guarda de Finanza. Pogrozili, postraszyli i... puścili.
W piątek powtarzamy Livigno Carosello. Pogoda dopisuje, kondycja też. Szkoda kończyć.
W sobotę długo wracamy do Krakowa, do jego codzienności i szarej rzeczywistości. Ona też jest potrzebna, by na jej tle mogły błyszczeć uroki Livigno, Cervinii czy Zilleratalu i czas tam spędzony. Livigno, jako region i miejsce do narciarskiego wyżycia się, oceniam bardzo wysoko. Przyznaję, że jechałem tu uprzedzony, oczekując nudnych, niezbyt pasjonujących zjazdów dla niedzielnych narciarzy czy deskarzy. Na szczęście życie zweryfikowało, pozytywnie, moje uprzedzenia.
Użytkownik o_andrzej edytował ten post 01 czerwiec 2011 - 22:15