- Forum narciarskie KochamNarty.pl
- → Zawartość z najwyższą reputacją
Zawartość z najwyższą reputacją
#27848 Z nartami w Bejrucie
Napisane przez peregrin w 28 luty 2011 - 00:16
Póki co jednak górska zawziętość moich przyjaciół na niewiele się zda; aby dostać się w góry musimy bowiem przebrnąć przez Bejrut i pół Libanu. W tym celu mamy ustawionego lokersa z busikiem. Libańczyk (oczywiście spóźniony o godzinę) zjawia się w końcu, pakuje nas do na oko dwudziestopięcioletniej Toyoty i ruszamy. Nocny Bejrut, arabska muzyka w głośnikach Toyoty, na prędce kupione owoce na przydrożnym straganie i już jest fajnie. Po ok. 3 godzinach nocnego telepania się początkowo po autostradzie, a później po górskich libańskich serpentynach oraz po przedarciu się przez kilka punktów wojskowej kontroli docieramy do naszego celu jakim jest miasteczko Bcharee i leżące ponad nim Cedres. To najwyżej położony w Libanie ośrodek narciarski; wyciągi docierają na 2850m (pod warunkiem, że działają). Stąd też można przyatakować najwyższy szczyt Libanu Kurdat-at-Saudat 3088m.
Najlepsze określenie jakie znajdujemy dla pierwszego rzutu oka na Liban i samo Cedres to „niezła rozpierducha”. Mnóstwo opuszczonych domów, chaotyczna architektura, zasieki z drutu kolczastego, punkty kontroli z żołnierzami uzbrojonymi w automaty – wszystko to skłania do refleksji i każe pamiętać, że wojska syryjskie wycofały się stąd dopiero 5 lat temu, a przez ostatnie 39 lat kraj ten pogrążony był w wojnie domowej pomiędzy maronitami (chrześcijanie), a muzułmanami (ci z kolei tłukli się dodatkowo pomiędzy sobą – szyici, sunnici, druzowie etc.). Obecnie napięta sytuacja pomiędzy rządem, a rosnącym w siłę Hezbollahem również nie nastraja optymistycznie. Za tym wszystkim jednak potrafimy dostrzec niesamowicie piękny kraj, który na niewielkiej powierzchni ponad 10 tys. m2 łączy w sobie piękno śródziemnomorskiego wybrzeża z wysokimi górami, stromymi klifami, skalnymi wąwozami i żyznymi dolinami.
Nas jak wiadomo najbardziej interesują góry. A w górach zgodnie z naszymi oczekiwaniami leży ponad 1,5m śniegu.
Niestety pierwsze dwa dni naszej działalności to walka z opadami śniegu, zagrożeniem lawinowym i mgłą czyli „kurva piczu wole, dyfuz” – jak zwykł mawiać Petr… Dość powiedzieć, że po dotarciu z foki na 2500m i po zrobieniu przekroju- kilkadziesiąt centymetrów świeżego na lodowym podkładzie - Petr określa zagrożenie lawinowe jako tatrzańska czwórka i proponuje odwrót. A Petra, tak jak zresztą każdego IVBV w górach warto słuchać. No i tak resztę czasu spędzamy na ganianiu po stoku z pipsami i wymyślaniu coraz to nowych wariacji śniegowych. Może i dobrze, bo tydzień przed nami 11 Francuzów pojechało z lawiną, która zakończyła się śmiercią jednego z nich.
Na szczęście modły nasze zostają wysłuchane i na kolejne dni włącza się lampa, która pozwala na normalną działalność górską. To dobrze, bo w hotelu żarcie podłe, internet szwankuje, obsługujące nas kafary ni w ząb nie gadają w żadnym cywilizowanym języku, zapasy piwa i pistacji kończą się, a do najbliższego „sklepu” kawał drogi z buta…
Eksplorujemy góry trochę „na czuja” – mapy żadnej nie ma, nazwy zresztą i tak z gatunku tych nie do wymówienia - więc kierujemy się kryterium estetycznym i łoimy co się da. Trochę pomaga nam spotkany miejscowy guide Radjaa – podobno jedyna osoba, która wie o tych górach pod względem skiturowym wszystko.
Po kilku dniach słonecznego narciarstwa pogada załamuje się, a wraz z nią i nasze nastroje. Vitek przebukowuje powrotny lot na wcześniejszą datę, Petr zostaje pomimo niepogody w Cedres (bo w Brnie i tak nie ma co robić, a tutaj przynajmniej jest śnieg…), a Roberto, Kwaśny i ja przenosimy się do Bejrutu by poznać inne rejony Libanu, nażreć się humusu, baraniny i podelektować się wodną fają.
No i tak trafiamy do chyba najbardziej podłego hotelu w Bejrucie, za to z „private bathroom”, wentylacją w postaci dziury w ścianie i ceną 12USD za noc. Na kolejne dni wynajmujemy samochód z kierowcą, którym okazuje się być „Mariiiiooo di Columbia, Si, Si Bogota!” – sympatyczny Kolumbijczyk mieszkający od lat w Libanie i władający w przeciwieństwie do nas biegle hiszpańskim i arabskim. Pomimo lekkich problemów komunikacyjnych zwiedzamy dzięki Mario matecznik Hezbollahu czyli Dolinę Bekaa, starożytne miasto Baalbek, skiturujemy godzinę drogi od Bejrutu w Mzaar-El Faraya i w ogóle jest fajnie. Nocne powroty górskimi drogami z szalejącym za kierownicą Kolumbijczykiem i płynącą z głośników „musica di Columbia” na pełny regulator pozostaną w mojej pamięci na długo. Tak jak i cały Liban, ze swoją ogromną różnorodnością, z pięknymi górami Liban i Antiliban, ze świetnymi zjazdami w dobrym śniegu, z sympatycznymi ludźmi i z przyjaciółmi, z którymi od teraz mamy trochę wspólnych „okruszków pamięci”.
Oto kilka z nich:
Wszechobecne flagi Libanu z narodowym symbolem - Cedrem
Typowy libański pejzaż przydrożny
Przy mijankach trzeba uważać, żeby nie pójść na czołowe…
Rzut oka na miasteczko Bcharee i Dolinę Quadisha…
…oraz na położone powyżej góry Liban w okolicy Cedres
Będzie gdzie pojeździć
Praktycznie spod hotelu w Cedres można na fokach
Rezerwat cedrów – pozostało ich ok. 350, najstarsze mają po 1500 lat…
Podchodzimy pod przełęcz, której nazwy nie znamy - ok. 2500 m n.p.m.
W górach Liban czasem natknąć można się na różne niespodzianki wystające spod śniegu…
…które jednak nie są niczym groźnym w zestawienu z górami Antiliban – górami tymi biegnie granica z Syrią, a góry te nie nadają się do turystyki ani do narciarstwa z uwagi na bardzo duże zaminowanie…
Widok ze szczytu ok. 2900 m n. p. m. na żyzną Dolinę Bekaa, a za nią odsłaniające się góry Antiliban, góra Hebron i Syria…
…i na drugą stronę: malownicza Dolina Quadisha – ostoja maronitów (chrześcijan), którzy dzięki wydrążonym w skałach doliny domach i monastyrach przez wieki byli nie do ruszenia
Jakiś nienazwany (dla nas) szczyt ok. 2900 m n. p. m. – kolega coś zgubił czy Mekki szuka? W dole Dolina Quadisha, rezerwat Cedrów z prawej i miasteczko Bcharee poniżej
Wreszcie długi i piękny zjazd
Biel, biel i tylko nasze ślady
Piękna pogoda pozwala na szukanie coraz to nowych zjazdowych celów
Góry Liban to mnóstwo wapiennych skałek ułatwiających orientację i zapraszających do frirajdowych zabaw
Libański film drogi – czyli powrót z gór
Po najwyższych górach w okolicach Cedres przychodzi pora na odrobinę kultury i krajoznawstwa. Atakujemy Dolinę Bekaa http://pl.wikipedia....ki/Dolina_Bekaa i starożytne miasto Baalbek http://pl.wikipedia.org/wiki/Baalbek
Meczet w Baalbek; wszechogarniające śpiewy muzezinów i plakaty Hezbollahu na ścianach tworzą odpowiedni klimat
W środku miasta imponujące ruiny i nagie, ośnieżone wzgórza dookoła, refleksja gwarantowana…
…a na zewnątrz: wszechobecne wojsko…
…handlarze z koszulkami i flagami Partii Boga…
…portrety duchowego przywódcy Hezbollahu szejka Hassana Nasrallaha…
…tętniąca życiem ulica w Baalbek…
…fascynujące rozwiązania trakcyjno-energetyczne i same przyjazne twarze wokół…
…typowy środek lokomocji w Libanie – czyli taksówka za kilka USD z łapanki…
…oraz typowa architektura – Libańczycy są mistrzami żelbetu, a wystające pręty zbrojeniowe są znakiem firmowym tutejszych budowniczych
W górach znaleźć można wypożyczalnie sprzętu narciarskiego – wyjątkowo nie z żelbetu…
Po dawce kulturalnych atrakcji wracamy w góry – tym razem kierujemy się do położonego bliżej Bejrutu ośrodka narciarskiego Mzaar – El Faraya
Pomimo usłyszanych od spotkanych Norwegów niepochlebnych opinii o tym rejonie – jesteśmy bardzo pozytywnie zaskoczeni; góry tutaj zdają się mieć niesamowity potencjał frirajdowy
Kolorytu dodają czarno odziane dziewczyny na stoku…
…szkoląca się narciarsko armia (polecam zwrócenie uwagi na sprzęt)…
I zjawiska pogodowe w postaci Halo
A poza tym jazda, jazda i jazda w doskonałym, firnowym śniegu
Kwaśny przytłoczony arabskim światem i mnogością możliwości zjazdowych
Czasem trzeba jednak uważać na np. nawisy, których jest sporo
Widok na Mzaar
Wyciągi działają teoretycznie do 15.30 – ale w praktyce wygląda to tak, że gość zwija się np. o 14.40 – z uśmiechem wyłączając orczyk i zabierając się z plecaczkiem do domu…
…dzięki temu zostaje czas na libańską wyżerkę i zabawy z wodną fają
Po frirajdowo-turowych przygodach śląsko-krakowska ekipa melduje się z powrotem w Bejrucie
Poglądowy filmik wrzucę za kilka dni - jak się ogarnę
Szukając w necie po powrocie informacji o Libanie znalazłem świetną relację chłopaków z Krakowa z ich pobytu tam: http://www.m-michals...an_relacja.html
Polecam. Niesamowite ile odnieśliśmy zbieżnych wrażeń.
Z premedytacją nie piszą żadnych praktycznych informacji w stylu co, gdzie i za ile. Jeżeli kogoś będzie to interesować – proszę pytać. Wszystko zresztą można znaleźć w dzisiejszych czasach w necie
Pozdrowionka!
#26402 Kasprowy 22.01 czyli narciarstwo w chmurach
Napisane przez peregrin w 23 styczeń 2011 - 15:21
Świetne miejscami warunki śniegowe; fajna ekipa, lampa na górze i dywan z chmur pod stopami...
Ludzi nie za wiele; w Zakopie Małyszomania i narzekanie na kiepską pogodę
Kilka fotek moich i kolegi Pontixa (powder.pl):
Piękny dzień - najeździliśmy się z Hansem i Pontixem po pachy
Pontix z Gnalim i jego kolegą zapodali świeny mega zjazd z Pośredniego na pełnym gazie - akurat z Hansem podchodziliśmy Goryczką i mieliśmy kino w pełnej krasie (no prawie, bo czasem mgły nawiewało)
I jeszcze chłopaki Kwaśny1982 i Bartosz - kozaki ze skrzydłami - zrobili chyba z pięć lotów na Gąsienicy - a gdy "zieloni" ich przegonili to kontynuacja na Goryczce (filmik Bartka). Gratulacje
Jazda z dywanem chmur pod stopami - niesamowita. Pod koniec wjeżdżasz w chmury i po kilku minutach jesteś w innym świecie - tym razem chmury już nad głową. Taka metafora życia - na dole mgła i chmury, a w górach piękne słońce i widok na wszystko "z góry".
Metafizyczne przeżycie
- 14
#85546 Tatry Wysokie, Zielony Staw Kieżmarski
Napisane przez bacteria w 20 październik 2021 - 21:34
Plan został wykonany w 100%.
Opis szlaków: dojazd do Zielonego Plesa oceniam jako bardzo trudny. Od wjazdu w dolinę wijemy się nie jakoś stromo, ale po bardzo wymagającej nawierzchni. Dla mnie było około kilometra wypychu, Maciek oczywiście podjechał dużo więcej. Nawierzchnia była głównie luźnymi, sporej wielkości kamieniami, które uciekały spod kół. Zjechaliśmy całość, jednak moje tętno na zjeździe w zasadzie niczym nie różniło się od tego na podjeździe. Za to na końcu... te widoki wynagrodziły cały trud.
Dojazd do drugiego schroniska był lekkim nieporozumiem. Najwyraźniej Słowacy trochę nie ogarniają co to rower i jak powinien wyglądać "cykloszlak". Od rozjazdu było to zaledwie 3 kilometry, z czego 1.5 to wypych po 20-30% kiepie pełnej niespodzianek typu mokre belki, potoczki i luźne, ssypujące się kamienie. Za to zjazd był fajny i nawet 3 miejsce na Stravie wywalczyłam
https://www.relive.cc/view/vJOK2eJDPwv
Nagraliśmy sporo fajnego materiału, jutro siadam z Deczkiem do montażu.
- 13
#60895 Spotkanie forum KochamNarty.pl 2015 - temat oficjalny
Napisane przez pytek45 w 21 marzec 2015 - 19:15
Ten co nic nie robi, nic się też nie uczy, tak więc publikuj śmiało
Mowisz i masz:
- 12
#48908 Zlot forum KN Biały Dunajec 1,2,3.03.2013
Napisane przez deczko inny w 05 marzec 2013 - 22:11
Wielkie podziękowania ............Deczkowi ze stękanie
Kiedy stękałem?! Przecież wszystko mi się podobało
Wczoraj spędziliśmy 10 godzin na Rusińskim
Mężowi się bardzo wszystko podobało!
Tylu narciarskich twardzieli w jednej kupie jeszcze nie widziałem Hintertuxy, Miliardy, Jea-e, Peregrin, Marecki z Justynką... toż to narciarze nie do zdarcia Ja bym padł trzy razy.
Krótka relacja słowno-muzyczna z tego co się udało nakamerować, a niestety za wiele tego nie było
http://www.youtube.com/watch?v=CIPhMUE_eME
- 12
#26965 Tatry zimą - relacja
Napisane przez bacteria w 04 luty 2011 - 14:51
Zamiast stać niedzielę w kolejce na Grunikach, jak co poniektórzy wstałem o godzinie 4.30 (w przeciwieństwie do niektórych) i wraz z 3 kolegów pojechaliśmy w Tatry. Pogoda - REWELACJA.
Tak więc dojście do Pięciu Stawów:
I dalej w stronę Szpiglasowego wierchu
Bywało stromo
Ale w końcu Szpiglasowy...
Całość trwała około 10 godzin.
I jeszcze panoramka 360 składająca się z 28 zdjęć (kolega trochę powalczył, ale efekt fajny.)
- 12
#24483 Góra Żar - Międzybrodzie Żywieckie
Napisane przez AdamSlask w 15 grudzień 2010 - 18:05
Sama trasa bardzo ładna, z góry łagodniej, od dołu troszkę bardziej stromo, jednak życie uprzykrzały armatki.
Karnet do godziny 14 - 45 zł + 15zł kaucji. No i to tyle ze sprawozdania techniczno-warunkowego.
Zdecydowanie gorszą rzeczą było to, że musiałem jeździć z Deczkiem i Pazurem....
Pazur - tylko narzekał, na tramwaj przede wszystkim i myślał....
Deczko - jak usiadł w knajpie to.....
Jednak pragnę dodać, że w czasie tego spotkania poprawiliśmy wszystkie nasze techniczne błędy, skorygowaliśmy pozycję. Ogólnie to taki trochę trening przed olimpiadą w Soczi
Nigdy więcej z tymi panami na narty się nie wybieram, choć Deczko prosił mnie o to na kolanach!
- 12
#23995 Otwarcie sezonu - Wisła
Napisane przez AdamSlask w 04 grudzień 2010 - 16:00
Wyjazd z Pawłowic wcześnie, bo przed 7 rano. Stan dróg dzisiaj rano określił bym jako odwrotnie proporcjonalny do warunków narciarskich Mgła trochę nas spowolniła, ale chwilę po 8 jesteśmy już (po 2 próbach podjazdu) na Nowej Osadzie w Wiśle.
Dość solidny mróz (-14) garstka ludzi, świetnie przygotowany stok. Pierwsze 5 zjazdów bez żadnych kolejek, dopiero ok. 10 zaczęło się robić gęsto.
Około 11 nastąpiła awaria wyciągu.... stopniowo, nie wpuszczając kolejnych narciarzy, opróżniono kolej linową i przez ponad pół godziny nikt nic nie wiedział. Jednak dość sprawnie wyciąg uruchomiono. Jednak sporo ludzi wsiadło w samochody i pojechało dalej, co nam wyszło na dobre.
W trakcie rozpoczęcia sezonu nastąpiło także wiekopomne spotkanie KNowców - Midnight śmiga pewnie do tej pory
Koniec produkowania się, fotki mówią same za siebie. Jak to już ktoś powiedział, słońce, śnieg, narty - NUDA
- 12
#83190 Kanary po raz n-ty
Napisane przez bubol w 04 sierpień 2021 - 08:09
Mój ulubiony kierunek wakacji, czyste powietrze, brak pyłków, zanieczyszczeń, swietna pogoda, brak upałów, wspaniałe widoki, ocean i cudowny wiatr.
Każda z wysp jest zupełnie inna, moja ulubiona, do której mam wielki sentyment to Lanzarote, ale najpiękniejszym miejscem w jakim w życiu byłem jest Teneryfa.
W tym roku nastawiliśmy się na odpoczynek i plażowanie, a najlepsza do tego jest Fuerteventura.
Wyspy Kanaryjskie często uważane są za kierunek drogi,kupując w biurze podróży owszem, ale nie musi tak być, wystarczy złapać lot w sensownej cenie, a na miejscu mamy ogromny wybór hoteli, apartamentów i kwater prywatnych w przystępnych cenach.
My korzystamy z kilku znanych i mniej znanych portali noclegowych. Bierzemy samochód na lotnisku w wypożyczalni Cicar i w drogę. Zero problemów, ludzie wyluzowani i życzliwi na każdym kroku, pyszne jedzenie w barach tapas i małych knajpkach.
- 11
#78590 Śnieżnik w pierwszy dzień wiosny
Napisane przez MarioJ w 25 marzec 2021 - 18:29
Administrator lubi relacje, więc coś wrzucę z ostatniego nartowania. To był pierwszy dzień wiosny, niespełna kilka dni temu, i napadało 50cm miękkiego świeżego śniegu. Obłędna jazda w lesie. Na końcu raczę kawałkiem wypowiedzi Zuzanny Witych na temat jazdy w lesie, co dla mnie stało się inspirujące !
- 11
#64736 Sobotni Kasprowy
Napisane przez marecki w 20 marzec 2016 - 14:13
Dwa lata później, znowu zaliczyłem sobotni dzionek na Kasprowym. Rano naprawdę zimno koło -8stC, sporawy wiaterek, pełne zachmurzenie i lekka mgła. Od jedenastej zaczęło się przejaśniać i później zrobiło się słonecznie. Warunki naprawdę dobre, choć w obu kotłach w dolnych przewężeniach trzeba było uważać gdyż kamienie już miejscami wystawały. Do Kuźnic zjazd na nartach i ostatnie może trzysta metrów z buta.
Zdjęcia tylko z Goryczkowego no ale.........
- 11
#61153 La Plagne - Paradiski, Wielkanoc 2015
Napisane przez J@n w 17 kwiecień 2015 - 12:35
Tym charakterystycznym zdjęciem najwyższej alpejskiej góry chciałbym rozpocząć opowieść o ośrodku,
który w latach 60 ubiegłego stulecia rozpoczął proces umasowienia narciarstwa w Alpach Francuskich.
To właśnie tutaj na górskim pustkowiu 1980m. n.p.m postawiono pierwsze wieżowce Plagne Centre
i w dolince obok 1920m. Plagne Bellecote
Aime na 2100m. n.p.m
w połowie lat 80 wymarli architekci poprzedniej epoki i zaczęto budować wzorując się na starch sabaudzkich wioskach
Belle Plagne
Plagne Villages ( 1 plan) i Plagne Soleil
tyrolskiej wioski to i tak nie przypomina ale każdy budynek ma bezpośrednie wyjście na śnieg
Szczęśliwie mieszkaliśmy w najwyżej położonym budynku Plagne Villages na 2125m
za oknem tylko góry, trasy i wyciągi
narty zapinaliśmy pod drzwiami
w pierwszym tygodniu mocno zimowa pogoda
z przejaśnieniami
ale także chwilami totalnej zadymy przy minusowych temperaturach
2 Tydzień to LAMPA TOTALNA
ale rano zawsze dobry zmrożony śnieg
dało się zjechać nawet na 1200m ale po południu poniżej 1800m już robiło się grząsko
i można było posiedzieć na balkonie
.
http://www.kochamnar.../349-la-plagne/
- 11
#56415 Sobotni Kasprowy
Napisane przez marecki w 31 marzec 2014 - 13:53
Kuba w innym temacie narzeka że tu cicho, a my śmigamy w polskich górkach że hej. Jazda wyśmienita, pogoda piękna i widoczki również.
Poniżej kilka zdjęć z sobotniego pobytu na Kasprowym. Oba kotły czynne, do południa Gąsienicowy a popołudniu Goryczkowy.
Przepraszam za jakość zdjęć, robione komórką więc sami rozumiecie.
- 11
#56293 UTAH 2014
Napisane przez jan koval w 24 marzec 2014 - 15:34
Troche z opoznieniem, dziekuje Jabol za pomoc
A wiec do dziela
pierwszy tydzien marca spedzilismy w Utah.
Wynajelismy dom w Brighton - mala miejscowosc, ale niesamowite drzewa (tzn jazda w nich), oraz bardzo trudne sekcje osrodka. ostatnio tam jezdzilismy chyba z 14 lat temu - milo sie rozczarowalismy
zwlaszcze ze takie widoki byly na porzadku...czestym
A w gorach to wygladalo tak: Tu nizej podpisany ze starsza corka i John'em - naszym przyjacielem
niesamowite w Utah jest to, ze nastepny dzien moze byc zupelnie inny - to zdjecie jest w nastepnym dniu po poprzednim
a nastepnego dnia......................snieg!!!!!!!!! Swietnie!!!! oby wiecej!!!!!
Ten samochod zostal zaparkowany 2 dni przed zrobieniem zdjecia - zapytalem Pana, czy sie zgodzi na zdjecie i udzielil mi szczegolowej info
w wiekszosci osrodkow w Utah mozna jezdzic, gdzie tylko dusza ( i fantazja) zaprowadzi
W naszym przypadku - uzywamy tras wylacznie do dojazdow....
co widac na zdjeciu mojej mlodszej
Snieg w Utah jest nazywany "the best snow in the World"
I cos w tym jest
w jednej z restauracji, w "przedsionku" mozna spotkac wystawe pierwszych snowboard'ow
(specjalnie to zdjecie dalem w wiekszej rozdzielczosci)
Chociaz na snowboard'ach jezdzimy rzadko, ale wystawa jest interesujaca...
Zdjecia z samej jazdy beda w nast odcinku
jedno z czarujacych miejsc - Alta
A tu Snowbird - ten Cirque u gory jest niesamowity - po drugiej sronie grani The Cirque odbywaja sie zawody w Extreme skiing
Maly osrodek, ale z doskonal;ym terenem - Brighton
I wreszcie Solitude
ze slynnym Honeycomb Canyon
W piatek (pierwszy piatek miesiaca marca) , z moimi dwoma corkami, wpadlismy rano, jako jedni z pierwszych, do tego canyon'u po nocnym opadzie ok pol metra......
Prulismy w puchu jak 3 motorowki......
- 11
#56132 Zillertal 2014 - Fotorelacja LIVE :)
Napisane przez AdamSlask w 17 marzec 2014 - 18:51
Skoro LIVE to spieszę z kolejną porcją zdjęć! Właśnie nawadniamy organizmy i smarujemy przysmażone twarze - bo pogoda wynagrodziła wczorajszą wpadkę z nawiązką! Zobaczcie jak prezentowało Gerlos :
LUSTI sprawują się znakomici zdobywając coraz więcej fanów :
Oby jutro zdjęcia były równie "nudne"
- 11
#48850 Zlot forum KN Biały Dunajec 1,2,3.03.2013
Napisane przez deczko inny w 03 marzec 2013 - 18:42
#46774 Wspomnienia z kursu pomocnikow - Turbacz 69'
Napisane przez o_andrzej w 23 styczeń 2013 - 20:47
To były, narciarsko rzecz biorąc, moje najbardziej intensywne lata. Ferie na Gubałówce w sezonie 67/68 opisane w innym wątku, mój pierwszy kurs narciarski na Hali Chochołowskiej w grudniu 68', kurs pomocnika instruktora PZN w marcu lub kwietniu 69', tzw. "rozjeżdżanie instruktorów", a więc specjalny kurs doszkalający instruktorów w Szczyrku w grudniu 70 (to tam usłyszałem po raz pierwszy w radio o wydarzeniach w Gdyni) i wreszcie kurs instruktorski w Suchej Dolinie w marcu lub kwietniu 71. Daty nie są zbyt pewne, niektóre wspomnienia się zacierają, inne mieszają, ale wciąż wiele pamiętam. O wiele więcej niż z późniejszych nartowań tu i tam. Dlaczego tak? Bo na starość dobrze pamięta się przeżycia z młodości, zwłaszcza te dotyczące ważnych dla nas spraw, a narty i narciarstwo na pewno takimi dla mnie były.
Jednym z uczestników kursu na Hali Chochołowskiej był niejaki Pasek (imienia nie pomnę, chyba Andrzej), nauczyciel geografii w jednym z krakowskich liceów. To on wymyślił a później zrealizował kurs pomocnika instruktora dla większości uczestników kursu na Hali Chochołowskiej. Warunkiem uczestnictwa było zapewnienie, że zgłosimy się jako przyszli instruktorzy do nauczania młodzieży na kursach organizowanych przez Paska w przyszłości. Oczywiście ochoczo przystaliśmy na wszelkie warunki, bo cena uczestnictwa na tym nieco prywatnym kursie pomocników, była bardzo korzystna.
Kurs odbywał się na Turbaczu, chyba w marcu 69' i trwał blisko dwa tygodnie. Prowadził go instruktor wykładowca Stanisław Tatka z Krakowa, jedna z legend polskiego narciarstwa. Znakomity narciarz, pedagog, piękny, przystojny, przynajmniej w opinii moich koleżanek, 40-45 letni wówczas mężczyzna i świetny nauczyciel. Jakże pięknie jeździł. Lód, kopny śnieg, ciężki gips - żaden problem, wszędzie przejeżdżał tym swoim płynnym, eleganckim śmigiem. W jednym rytmie i stylu. O tym, ze łatwo nie było przekonywaliśmy się próbując go naśladować, zwłaszcza na lodzie, gdzie nasze narty niemiłosiernie rozjeżdżały się we wszystkich kierunkach a my "ratowaliśmy" życie.
Do Rabki udaliśmy się autobusem, a stamtąd, po wielu godzinach marszu, trochę zapadając się w śniegu, obciążeni sprzętem dotarliśmy do schroniska na Turbaczu, najwyższej górze Gorców. To duży zbudowany z kamienia obiekt, (poprzednie schronisko spaliło sie w czasie wojny) oferujący ponad 100 miejsc do spania. Dziś podjeżdża tu jeep czy inny łaz, ale wtedy schronisko, o ile dobrze pamiętam, zaopatrywane było przez wóz ciągniony przez dwa... osiołki. Do najbliższej miejscowości jest stąd kilka godzin marszu, prawdziwa zimowa samotnia wśród gór i lasów. I znów trafiła nam się piękna zima. Niewielki mróz, mnóstwo śniegu, który dopadał kilkakrotnie w czasie naszego pobytu. Ćwiczenia odbywały się na niewielkiej polanie obok schroniska, niespecjalnie stromej, ale wystarczającej do nauki. Wyciąg, wiadomo - wyrwirączka, która zniszczyła niejedne rękawiczki i spodnie. Co to był za cudny czas. Rano pobudka, śniadanie z obowiązkową owsianką z mlekiem. Później zajęcia na polanie aż do obiadu. Po obiedzie powrót na polanę. Instruktor pokazywał, uczył, poprawiał. Był cierpliwy, ale stanowczy i wymagający. Obwiązywała wtedy w nauczaniu szkoła austriacka z tzw. kontrotacją. Dziś uważana za przegięcie i ślepą uliczkę, wtedy stanowiła kanon. Zresztą był to jej łabędzi śpiew, bo już wkrótce wyparta została przez słynną francuską avalement. Ale na szczęście Tatka nie ograniczał się w nauczaniu do tej jednej techniki skrętu. Pokazywał i uczył nas techniki rotacyjnej (szkoła francuska), kristiani z odbicia, jazdy w puchu, po muldach i calego wachlarza różnych innych sposobów i sposobików. Sam zresztą jeździł techniką, którą trudno było jednoznacznie zaklasyfikować, a jak wiadomo w nauce jeżdżenia na nartach, przykład gra ogromną rolę. Nigdy w życiu nie nauczyłem się tyle z narciarstwa co wtedy. Pod tym względem, późniejszy kurs instruktorów wypadł dużo, dużo gorzej. No ale nie prowadził go maestro Tatka.
Po kolacji odbywały się zajęcia teoretyczne. Tatka tłumaczył, rysował, uczył. Nie tylko teorii jazdy, ale tego wszystkiego co powinien wiedzieć przyszły instruktor, a wiec znajomości gór, lawin, pierwszej pomocy. Muszę się pochwalić, że i ja, jako student pierwszego roku fizyki, wytłumaczyłem mojemu guru to i owo z rozkładu sił działających na narciarza w czasie skrętu, wektorów, pędów i ich momentów. A późnym wieczorem, codziennie, obowiązkowo spotykaliśmy się na tańcach. Tatka twierdził, że to najlepszy sposób na relaks i odprężenie mięśni. Nie protestowaliśmy, jak się można łatwo domyślić. Wśród uczestników, a większość z nas miała wtedy 18-19 lat, było mniej więcej tyle samo młodych mężczyzn co kobiet. Jedną z uczestniczek była Małgosia Tatka, świetnie jeżdżąca córka naszego idola. Ładna, zgrabna, miła i... piegowata, trochę od nas młodsza. Spotkałem ją po latach, gdzieś w okolicy połowy lat 90-tych, już jako dorosłą, zamężną i dzieciatą kobietę. Niewiele się zmieniła. Wiele opowiadała o swoim, wciąż żyjącym i dobrze się mającym ojcu. Przez wiele lat, już jako 70-latek prowadził słynne wyrypiaste rajdy tatrzańskie, m.in. na Zawrat, wciąż uczestniczył w zawodach narciarskich dla instruktorów. Codziennie gimnastykował się przez co najmniej godzinę. Niesamowity człowiek.
Wszystko co dobre kiedyś się kończy. Kończył się też nasz cudowny, bajkowy kurs na Turbaczu Anno Domini 1969, przeprowadzony w sercu pięknych Gorców. Jeszcze tylko egzamin, teoretyczny i praktyczny, niezbyt wymagający. Wszyscy nieźle jeździliśmy i przede wszystkim wszyscy przeszliśmy przez jego, maestra, ręce. Nikt nie oblał. Pakowanie, zejście do Rabki a może Nowego Targu i smutny powrót autobusem z krainy bajki do szarej krakowskiej rzeczywistości.
- 11
#28453 "Kanion" na szaro
Napisane przez peregrin w 20 marzec 2011 - 23:57
Pomimo niesprzyjającej aury udało się nam dziś spędzić bardzo fajny tatrzański dzień. Chodził nam po głowie już od jakiegoś czasu żleb opadający z Wyżniej Pańszczyckiej Przełączki znany jako „Kanion”.
Nam czyli Kwaśnemu i mnie. Nie było jednak za bardzo kiedy się przystawić; a to kiepskie warunki, a to brak czasu, a to zniechęcająca relacja Kuby
Z uwagi na szybko znikający śnieg stwierdziliśmy zgodnie, że dziś pomimo szarówki za oknem mamy jedną z ostatnich szans w tym sezonie…
Zebraliśmy się bladym świtem, via Kasprowy (szybkie śniadanko kawa z jajecznicą), jeszcze szybszy zjazd do Murowańca i już zasuwaliśmy na Czarny. Szybkim krokiem (coś lichy ten lód...) przeszliśmy na drugi koniec stawu i już po chwili wlekliśmy się noga za nogą żlebem w górę. Niestety nie udało się nam zjechać żlebu od samej góry – śniegu jest już tam tyle, że nie sposób nawet ustawić nart w poprzek. Zresztą gęsta mgła o konsystencji tatrzańskiego mleka oraz powiewy wiatru skutecznie uniemożliwiły nam podjęcie takich prób. I dobrze, bo chyba bym się tam zabił…
Na pewno wrócimy do „Kanionu” raz jeszcze – którejś lepszej zimy kiedy góry będą całe białe, a słoneczna pogoda pozwoli wykorzystać cały fotogeniczny potencjał, który drzemie w tym żlebie
Kilka fotek:
Wszystko powyżej Czarnego Stawu schowane w gęstej mgle
Zasuwamy w górę trochę na czuja – tym razem nos Kwaśnego okazał się niezawodny…
…i po jakimś czasie trafiamy idealnie w żleb…
…którym dalej zasuwamy w górę
aż do miejsca gdzie szerokość śniegu uniemożliwia już zjazd
Forma może i kiepska ale humor jest
Pomimo tego, że śnieg to beton z cienką warstwą cukru na górze - nie mamy do niego zbytniego zaufania; zjeżdżamy pojedynczo, pierwszy Kwaśny w ładnym stylu, za nim ja w stylu ciut gorszym (he, he)
Niżej niespodzianka – coś tam się poodsłaniało…
…niestety wszystko szare jak na scholastycznej rycinie…
Dojazd do Czarnego Stawu to kluczenie pomiędzy kamolami i kosówką (tu jeszcze było spoko)…
...które to kluczenie swoje apogeum osiąga przy zjeździe Goryczkową (no tu już przerąbane)
Ponieważ jednak zawsze lubiliśmy rozwiązywać zagadki logiczne, a szczególnie „jak dojść z punktu A do punktu B” – udaje nam się zjechać do samych Kuźnic bez zdejmowania nart
Mimo tego, iż nie udało się zrealizować w pełni zamierzonego planu wróciliśmy przed chwilą w dobrych nastrojach. Już wiemy, że nawet niedziela na szaro i czarno biało może być całkiem fajna.
Pzdr!
- 11
#25485 Wyprawa podhalańska, czyli Trzech Króli w sześciu chłopa.
Napisane przez kiedar w 07 styczeń 2011 - 22:46
Dzień 1
AD 2011 dnia 5 stycznia o godzinie 6:30 w mroku i mrozie (na początek -6), dwóch panów (Pazur i Kiedar) połączyło się telefonicznie w celu wspólnego kolędowania do matecznika narciarzy leni - Białki Tatrzańskiej. Po ustaleniu strategi przejazdu wsiadamy w auta i "mkniemy" do Białki pod moim przewodnictwem, jednak Pazur znudzony monotonią podróży, tuż przed Myślenicami wyrywa do przodu i pędzi na spotkanie przygody narciarskiej co koń (mechaniczny) wyskoczy, pozwalając mi jednak w New Targu przejąć prowadzenie - jak się okaże tylko dlatego, że z lenistwa nawet na drogowskazy nie chciało się mu patrzeć. Dzięki niesłychanemu pędowy Pazura do nart w piękny, mroźny (-15) poranek, meldujemy się na parkingu pod Banią. Okazuje się, że przed nami na parking zdążyła zawitać jedynie barierka rezerwująca miejsce dla inwalidów. Jednak by w wigilie Trzech Króli nie być tylko we dwóch, stawiamy Fana na nogi i o godzinie 8:55 w składzie Pazur, Fan, Syn Fanowy, Kiedar wyruszamy na podbój Białki.
No i w zasadzie w tym momencie było już po emocjach:
- sztruks i dobrze przygotowane stoki na całej Kotelnicy
- było tak nudno, że jeden facet to nawet książkę czytał na orczyku (niestety kryminał, nie żadną pozycję narciarską z której mam działkę ) by podnieść sobie adrenalinę.
- gdy na dole tłum do kanapy był już 40 minutowy
my na spokojnie obracaliśmy orczykiem z dołu do góry.
O godzinie mocno po 13-stej stwierdziliśmy, że pora zjechać na dół, by wypić kawę, kupić oscypka, strzelić pamiątkowe fotki
i udać się każdy w swoją stronę - tzn Pazur do domu, ja dzięki uprzejmości Pawła i jego rodzinki na super kwaterę i jak przystało na Trzech Króli, iście królewski obiad u przesympatycznej i miłej Pani Beaty
(dla zainteresowanych, jeśli Paweł pozwoli, namiary kwatery z super jedzeniem zdradzimy na PW).
Po obiedzie 2 godziny dla słoniny i o 18:50 meldujemy się w Jurgowie, ale z racji, że jest z nami 6 letnia narciarka, a my stoku nie znamy zupełnie wracamy do Białki i korzystając z kanapy na Banię, a potem z 3-osobowej na Kotelnicę (bo na szóstce był dziki tłum, choć inne kanapy były bez kolejek) wytransportowaliśmy się na samą górę. Tam przyjęliśmy obraną do południa taktykę i nie odwiedzając dolnej stacji 2 godziny jeździliśmy non stop trasami wzdłuż wyciągu nr 10 gdzie nie było ani minuty przestoju w kolejce
O godzinie 21:30 już mocno zmęczeni i nieźle zmarznięci udaliśmy się na kwaterę, w celu spędzenia wieczoru na miłych pogaduchach i oczekiwaniu na zmienników Pazura - Jacka i jego syna, którzy po paru przygodach dotarli do Białki o północy w 19-sto stopniowym mrozie.
Dzień 2
Po przespaniu nocy w ciepełku, lekkim śniadaniu o godzinie 9 wyruszyliśmy do Jurgowa.
Na miejscu nie było jeszcze tłumów, na parkingu były wolne miejsca jeszcze w jego pierwszej części, spokojnie zakupiliśmy bilety i orczykiem wyjechaliśmy w górę. Pogoda była jeszcze piękniejsza niż dnia pierwszego: mróz raptem -10, słońce i piękne widoki jakich chyba tylko Jurgów może dostarczyć. Trasy 1, 2 i czarna 5 przygotowane dobrze, choć o dziwo w gorszym stanie niż dzień wcześniej w Białce o 18:30.
Trasa nr 3 przywitała nas "kartofliskiem" tzn grudami zmielonego lodu (o średnicy około 2-3 cm) na całej szerokości trasy i tak mniej więcej na połowie jej długości.
Tłum jednak gęstniał z minuty na minutę, ku naszemu zdziwieniu zaczęli zjeżdżać nawet Słowacy, ścisk i tłok, oraz pęd do krzesła był taki, że na koniec narty trzymaliśmy w kolejce już w rękach, by nie zmasakrowali ich kolejkowicze za nami
O 12:30 postanowiliśmy zrezygnować z towarzystwa tak "miłych" gości ośrodka i udaliśmy się ponownie na kwaterę.
Po wypiciu kawy, solidnej dyskusji o warunkach i wrażeniach z dnia dzisiejszego, ja udałem się do Krakowa, a panowie zostali na dalsze wspólne odkrywanie podhalańskich stoków.
Na koniec relacji bardzo dziękuję wszystkim spotkanym forumowiczom, tj Fanowi i jego rodzinie, Pazurowi i Vanowi z synem. Panowie jazda z Wami na nartach to sama przyjemność bez względu na temperaturę
- 11
- Forum narciarskie KochamNarty.pl
- → Zawartość z najwyższą reputacją
- Polityka prywatności
- Regulamin ·