Był planowany wyjazd do Tyrolu Południowego (Włochy) ale nie otwarto tam wyciągów no i chcąc nie chcąc wylądowaliśmy w Szwajcarii.
W środku jednego z większych armageddonów śniegowych.
Sam dojazd to już była przygoda, auto szło w śniegu po ośki jak burza na oponach całorocznych.
Prognoza pogody raczej nie napawała optymizmem, dzień wcześniej odwołano zawody slalomowe ze względu na zagrożenie lawinowe.
Sporo ludzi nie zasłaniało nosa, także obsługa bardzo luźno do tego podchodziła.
Jednak przy wchodzeniu do kolejki były zachowywane odstępy.
rano sypało ostro
tu deskarz zakopał się po brzuch
radocha dla pozatrasowców
całe przygotowania do pucharowego giganta na nic - trzeba było rozebrać trasę
COVIDowy posiłek pod zamkniętą restauracją
górna część ośrodka zamknięta ze względu na zagrożenie lawinowe
koło południa przedarło się słońce
widoki na nieczynną część ośrodka
jeziora jeszcze nie zamarznięte
na górze robi się coraz zimniej, - 18 stopni
szczyrkowskie klimaty na zjeździe do wsi
miejscowa elektriczka wozi za darmo narciarzy ze sprzętem
jarzębina czerwona
i wieczorny spacer
do miasta
reklama jakichś nowych nart - widać że znowu będą dłuższe
zobaczymy co będzie jutro bo za oknem znowu zaczęło sypać
cdn.