Witam Was w Nowym Roku - wszystkiego dobrego!
23-30 grudnia byliśmy w Zillertal - z bazą w Tux. Wyjeździliśmy się przednio. Przez pierwsze trzy dni było wręcz pusto. Większość czasu spędziliśmy na trasach doliny. Pogoda była wyśmienita; poza jednym zamglonym dniem, stale słońce, zero wiatru i w pierwszych dniach całkiem fajna "nawierzchnia" na trasach (oczywiście poza trasami śniegu jak na lekarstwo - typowy alpejski grudzień). W ostatnie trzy dni zrobiło się zimniej, pojawiło się więcej ludzi. Trasy były bardzo oblodzone, niektóre czasem zamykali. Było niestety sporo wypadków; w zasadzie każdego dnia widziałem jedną lub dwie interwencje z użyciem śmigłowca. Z jednej strony podziwiałem niektórych nowicjuszy walczących na tym lodzie, z drugiej, niektóre widoki były dość przerażające - ktoś puszczony płaskim szusem miedzy ludźmi z widocznym brakiem kontroli i zwartości postawy. W takich warunkach lżej było na lodowcu - szczególnie na górze jest tam kilka spokojnych tras, które nie były pokryte warstwą lodu.
Nas na szczęście ominęły przykrości - wysportowaliśmy się ile wlezie jeżdżąc od pierwszego do ostatniego. Objadaliśmy się bezkarnie Tyrolskim jadłem (mi się to ich otwarte, profesjonalnie-gościnne podejście i wyczuwalna duma z regionu bardzo podoba). Dodatkową radość miałem z pierwszego użycia nowych nart (choinkowy prezent Code VWerks :-) - świetne narzędzie do wycinania na twardym ale i rozbita trasa nie robiła na nich wrażenia. Faktem jest, że miałem chyba najdłuższe narty w Zillertal - nie przeszkadzało mi to.