Skocz do zawartości


Zdjęcie

Narciarstwo w partnerstwie,


  • Nie możesz napisać tematu
  • Zaloguj się, aby dodać odpowiedź
37 odpowiedzi w tym temacie

#1 o_andrzej

o_andrzej
  • Użytkownik
  • 4204 postów
  • Płeć:Mężczyzna

Napisano 21 maj 2009 - 08:56

Tytul pokretny, ale zaraz wytlumacze w czym rzecz. Moje dzieci sa na etapie doboru partnerow zyciowych. Na jak dlugo, zycie pokaze. Zyczac im jak najlepiej i mimowolnie oceniajac ich lubych, jedno z pierwszych pytan jakie przychodzi mi do glowy - przyznaje, glupich - jest "czy ona/on jezdzi na nartach?". Wbrew pozorom rzecz nie jest banalna. Mam kilka znajomych par, w slusznym juz wieku, gdzie jezdzi tylko jedno. To rodzi problemy i niebezpieczenstwa. Bo mozna np. pojechac samotnie i... nie bede kontynuowal. ;) Znam pare, ktora mimo wszystko jezdzi razem w Alpy, na ogol w wiekszym gornie. On w ciagu dnia jezdzi, ona zostaje w "domu" i pichci lub sie przechadza. Przyznacie, ze nie jest to sytuacja w pelni komfortowa.

W przypadku moich dzieci, na razie jest remis, jeden partner jedzi, drugi nie. Mam nadzieje, ze to drugie niejezdzace nauczy sie jeszcze, choc z doswiadczenia wiem, ze nauki najlepiej zaczac w dziecinstwie.

A przy okazji przyszlo mi inne pytanie. Kto kogo uczyl na poczatku? On ją czy ona jego? Niektorzy z was sa singlami, ale pewnie do czasu. U mnie to ja uczylem ja, choc zona, a wtedy jeszcze narzeczona, juz cos wczesniej umiala. Nawet pierwsze powazne narty dostala ode mnie, za pierwsze zarobione pieniadze, jako roznosiciela mleka. (calkiem romantyczna historia). Moja siostra nigdy nie nauczyla meza narciarstwa.

Ogolnie biorac, to bardzo wazne, by moc dzielic w partnerstwie (zwroccie uwage, jak politycznie unikam slowa "malzenstwo", choc w duchu jestem raczej konserwa w tym wzgledzie ) swoje pasje. Oczywiscie nie wszystkie. Trudno sobie np. wyobrazic wspolne grzebanie przy samochodzie czy kolekcjonowanie motylkow. Ale wspolne wycieczki piesze, jazdy na rowerze czy nartach - jak najbardziej.
  • 2

#2 Gość_pytek 23_*

Gość_pytek 23_*
  • Gość

Napisano 21 maj 2009 - 09:15

U mnie to wyglada tak:ja wiadomo "kochamnarty",natomiast moja dziewczyna (dziwnie to brzmi bo jestesmy ze soba 8 lat) nazwijmy to delikatnie wielka fanka tego sportu nie jest.W czasie kiedy mieszkalismy w Polsce nie bylo zadnych zgrzytow na tym tle poniewaz w czasie zimy pracowalem w wypozyczalni nart i troche uczylem jazdy(chociaz slowo opiekowalem sie dziecmi na stoku jest bardziej odpowiednie) wiec byla to praca i o zadnym wypadzie rekreacyjnym mowy nie bylo.Pierwsze 2 lata w UK spedzilem aklimatyzujac sie tak wiec narty nie byly mi w glowie.No i lekkie zgrzyty sa teraz dla mnie wakacje to gory i nic wiecej,morze plaze moglyby nie istniec natomiast dla Niej wymarzony urlop to tydzien bezruchu w 30 stop. upale.I tutaj wchodzi sztuka kompromisu np.Jej marzeniem byly wyspy Kanaryjskie wiec rok temu sie tam wybralismy ale w zamian byl tydzien w Soll itd,itp.Wyjatkiem jest lipcowy wyjazd w okolice Zermatt ale powody jakimi sie moja pani kierowala dalej sa dla mnie tajemnica.
P.S.Niechec do nart u mojej pani powiekszam ja przychodzac do niej kilkanascie razy dziennie a to z nowym narciarskim filmikiem na you tube,a to ze zdjeciem,ciekawym postem na forum..wczoraj zapuscilem do snu zamiast filmu slalom mezczyzn z Kranskiej Gory..dzialo sie oj dzialo...
  • 0

#3 Ewa

Ewa
  • Użytkownik
  • 588 postów
  • Płeć:Nie powiem

Napisano 21 maj 2009 - 09:31

Witam,

Ja nabyłam partnera (użytkownik Ksysiek ) już jeżdżącego od ponad 15 lat...Kilkakrotnie próbował zaszczepić narciarstwo ale bezskutecznie. Nigdy nie potrafiłam zrozumieć jak można szaleć na punkcie dwóch desek...Obserwowałam to zboczenie już u mojego brata, który rozpoczął będąc nastoletnim dzieciakiem. Nasi znajomi również jeżdżą na nartach...a ja do grudnia 2007 nie wiedziałam co to w ogóle znaczy białe szaleństwo. Co mnie pokusiło aby jednak spróbować, notabene w późnym wieku (32)....? Otóż życiowa partnerka mojego brata postanowiła, że się również nauczy...Namówiła mnie i tak od początku grudnia 2007 kompletowałam ubiór, sprzęt nie wchodził w grę wówczas...
Pierwszy kontakt odbył sie na DSD w Bytomiu w obecności mojego brata i Kszysztofa...Przez godzinkę usiłowałam sie utrzymać w pozycji pionowej. Wszystko było w miarę ok do momentu gdy miałam 1 raz zjechac z oślej łączki. Ciężkie to było przeżycie na samym "stoku" jak i po powrocie do domu . I gdybym wcześniej nie miała zarezerwowanego pobytu w Kluszkowcach w późniejszych dniach, to moja kariera skończyłaby sie na jednej wizycie w DSD. Stało się jednak inaczej....Pojechałam na prawdziwy stok i z pomocą kolegi dobrze jeżdżącego zaczęłam powoli pługiem skręcać...Podczas gdy ja dawałam sobie radę, osoba, która mnie do tego wszystkiego namówiła dość mocno upadła i niestety się zraziła. Nie pomogły żadne słowa otuchy, do dziś nie chce widzieć nart. Ja tymczasem lekko rzecz ujmując - zaraziłam się.
Wiem co to znaczy, gdy w gronie znajomych znajdzie się osoba, której z narciarstwem nie po drodze....odwieczne pretensje, żal, brak zrozumienia...Psuje to koszmarnie atmosferę na wyjazdach i najgorsze jest to, że nic z tym nie można zrobić. Bo pozostawić taką osobę samą sobie to też nie jest najszczęśliwszy wybór. Ja osobiście jeszcze mam nadzieję, że sytuacja się zmieni na tyle, że razem wszyscy będziemy bezstresowo ujeżdżać kiedyś stoki.
Póki co najczęściej wybieram się sama z Krzysztofem...On ma największą cierpliwość do mnie
  • 1

#4 skiman6

skiman6
  • Użytkownik
  • 619 postów
  • Imię :adam

Napisano 21 maj 2009 - 10:40

narciarstwo w partnerstwie, czyli dobór ...zięciów
analizując cechy kandydatów na partnerów moich córek, przyznam, że czynnik nartolubność nie był brany pod uwagę, mądre córki dokonały madrego wyboru, choć raczej wybierały sercem... a wcześniej jeździłem na narty z trzema córkami, teraz jeżdżę z jedną, i raczej już długo nie pojeżdżę,
...a żona? ...no jeździliśmy w góry o każdej porze: rajdy, złazy... i na narty kilka razy też, choć narty nie były w tych wyjazdach najważniejsze, rowerami z namiotem przejechaliśmy całe Pojezierze Drawskie, nocując na dzikich brzegach tamtejszych jezior...ale to było kiedyś...teraz żona wybiera ciepłe morza i łażenie po nieremontowanych kwartałach starych miast... a w góry często chodzimy razem, ale na ...grzyby... i tylko suma przewyzszeń jest spora...
...a partnerstwo, to empatia a nie podzielanie pasji, bo to by było rozwiązaniem idealnym, ale ideałów nie ma, a jeśli to dość rzadko...
  • 1
Dołączona grafika

#5 o_andrzej

o_andrzej
  • Autor tematu
  • Użytkownik
  • 4204 postów
  • Płeć:Mężczyzna

Napisano 21 maj 2009 - 10:44

Podczas gdy ja dawałam sobie radę, osoba, która mnie do tego wszystkiego namówiła dość mocno upadła i niestety się zraziła. Nie pomogły żadne słowa otuchy, do dziś nie chce widzieć nart. Ja tymczasem lekko rzecz ujmując - zaraziłam się.


I bardzo dobrze, ze sie zarazilas. Natomiast przypadek kolezanki, czyli osoby mlodej, ale juz nie nastolatki, potwierdza mojej obawy. Narciarstwo jest sportem mocno urazowym i jesli nie zacznie sie go uprawiac bardzo wczesnie, najlepiej w dziecinstwie, prawdopodobienstwo niemilego urazu mocno rosnie. Glownie obrywaja kolana i stawy skokowe. Zona kolegi, zamieszkali od lat we Francji. Zaczela mocno po 30-ce. Nawet nie w pierwszym dniu, ale 3 lub 4-tym niemilo upadla. Zerwany przyczep wiezadla krzyzowego, operacja, dluga rehabilitacji. W zasadzie wszystko dobrze, ale bol czasem powraca. Nie wrocila do narciarstwa. Moj kolega z pracy. Zaczal pod 40-ke. Ostatni dzien pobytu, niewinny wydawaloby sie upadek. Nadwyrezenie stawu skokowego. Dluga rehabilitacja. Z narciarstwa nie zrezygnowal, ale przestawil sie na biegowe. Nawiasem mowiac mnie tez czasem takie biegowo-turowe mysli sie placza. Natomiast rzadko sie slyszy o powazniejszych urazach narciarzy doswiadczonych. Nie slyszalem np. o zadnym w towarzystwie moich dzieci, a jest tego kilkadzisiat osob. Wszyscy jezdza dobrze lub b. dobrze. Zaczynali jezdzic wczesnie.

Troche sie rozpisalem, bo mi to lezy na sercu. Bardzo prosze wszystkich poczatkujacych lub niezbyt jeszcze wprawionych. Bardzo uwazajcie na siebie! Kaski i dobry sprzet, dobrze ustawione wiazania moga nie wystarczyc. Naprawde sie pilnujcie, bo mozna sobie zrobic krzywde jednym upadkiem. Zwlaszcza uwazajcie wtedy, gdy juz zaczynacie niezle jezdzic. Wtedy najlatwiej o jakis "glupi" wypadek. Dotyczy to oczywiscie nie tylko narciarstwa. Po kilku latach pilnowania sie, bedziecie juz doswiadczonymi narciarzami i prawdopodobienstwo zrobienia sobie ziazi, mocno spadnie.
  • 1

#6 o_andrzej

o_andrzej
  • Autor tematu
  • Użytkownik
  • 4204 postów
  • Płeć:Mężczyzna

Napisano 21 maj 2009 - 11:00

narciarstwo w partnerstwie, czyli dobór ...zięciów


Wlasnie mam na mysli synowa in spe, ktora na nartach nie jezdzi. Ale na rowerze jezdzi swietnie i mocna w chodzeniu.

...a partnerstwo, to empatia a nie podzielanie pasji, bo to by było rozwiązaniem idealnym, ale ideałów nie ma, a jeśli to dość rzadko...


Modrze piszesz. Pewnie i empatia potrzebna. Ja wykazuje ja jadac z zana na rozgrzana plaze, choc mnie skreca z nudow. I mimo wszystko znajduje sobie rozrywke plywajac po kilka km dziennie w wodzie. Nawet ja do tego zapalilem i tez robi sobie takie plywackie dystanse, oczywiscie skrupulatnie trzymajac glowe na powierzchni. Narty, wiadomo - wspolne, wycieczki pisze - tez. Na rowerze roznie, troche wspolnie, troche osobno, bo czasami musze sobie dolozyc. Nie sadze, by w Twoich gorskich wypadach na Snieznik uczestniczyla zona.
  • 1

#7 Gość_jarek_*

Gość_jarek_*
  • Gość

Napisano 21 maj 2009 - 11:33

a żeś piękny temat wymyślił ....

Było tak .....
....lat temu ....dobra wiem, stary jestem .... razem z kumplami uznaliśmy, że skoro na sankach jak i swojej roboty bojerach, moglibyśmy już na olimpiadzie startować to może spróbować swych siła w narciarstwie.
Przyjaciel znalazł u babci na strychu coś co nartami się zwało, jago dziadek wiązania nam urychtował i.... zaczęliśmy przygodę z narciarstwem.
Po ?sezonie? zostałem obdarowany przez ciocie własnymi nartkami i tak to pomknęło.
Wiedza mojej Małżonki w chwili gdy się poznaliśmy, na temat narciarstwa ograniczała się to świadomości, iż coś takiego istnieje.
Z racji tego, że słona H2O i piach to w zasadzie jej środowisko naturalne, ja na nartki ruszałem sam (z kumpalmi) a w lato razem spędzaliśmy urlop nad morzem. .... tak sobie było i było.
14 lat temu po dość tragicznych wydarzeniach rodzinnych w miesiącu marcu wyjechaliśmy na kilka dni do rodziny w góry......żonie potrzeba było spokoju i oderwania się od codzienności.
Łaziliśmy po dolinach gadając i podziwiając to co nas otacza.....
Któregoś dnia wieczorem Zbyszek -góral z krwi i kości, gdy usłyszał, że moje szczęście raz pierwszy zimą góry odwiedziła, przydźwigał z piwnicy narty i buty dla niej w prezencie.
Wyjścia nie było, od następnego dnia przystąpiliśmy do edukacji....spodobało się tak jest do dziś.
W chwili gdy pojawiła się Martyna w naszym życiu, od razu pierwszej zimy, ferie zimowe spędziliśmy na nartach ? raju co to za radocha była jak te małe nóżyny pługiem pomykały po stoku.
Teraz jeździmy razem i ..... w minionym sezonie spędziłem na stokach razem 42 dni, ale te 8 spędzone z moimi księżniczkami, były pod każdym względem NAJ..... .Kocham być z nimi na stoku.

Jeśli ferie z kimś, to jest nas zawsze dużo i tu zawsze nie jeździ ok. 20% z jakiś powodów nie jeździ, ale niej jest to jakiś problem a wręcz dobrodziejstwo nie kiedy. .... narciarze rano na stok, ....dzieciaki (coraz więcej ich, ogarnąć nie idzie) na stok z wujkiem jarkiem.... pozostali albo sanki, albo łyżwy, albo lepienie bałwanów etc. .... popołudniu baseny, ogniska, kuligi .etc. ... jeśli mamy do dyspozycji stoki czynne wieczorami, to często korzystamy z tego dobrodziejstwa.

Ten roczek ....jak zwykle każdy ma to co kocha.
Tata - na nartach jeździł tyle ile się dało ....
Mama - za 1,5 miesiąca będzie 2 tygodnie na jakieś greckiej wyspie plażowała....
Córeńka ? w tym czasie, swoje ukochane konie będzie objeżdżać na obozie jeździeckim ....
Razem ? jak zwykle na koniec lipca pod namiotami w Jarosławcu ....dziewczyny na piachu a ja na rowerze.

Nie wszystko musimy robić to samo i tak samo .... może nudno by było???


ale, ale Andrzeju ....
skoro

Ale na rowerze jezdzi swietnie

dodając do tego

Rower to byl moj bzik, szalenstwo i opium. Moze nawet bardziej niz narty.

to czy przypadkiem już decyzja nie zapadła ... nie mam na myśli syna.

jarek
  • 0

#8 Mitek

Mitek

    zwykły narciarz

  • Użytkownik
  • 5127 postów
  • Płeć:Mężczyzna
  • Skąd:Warszawa
  • Imię :Mitek

Napisano 21 maj 2009 - 12:20

Witam
No to Ja nieco inaczej.
"Moja parnerka nie jeździ na nartach" - nie ma takiej opcji.
"Moja partnerka nie lubi aktywnego wypoczynku, woli luksusy hotelowe zamiast namiotu i basen zamiast jeziora" - nie ma takiej opcji.
Jak pamietam wszyskie swoje sympatie uczyłem jeździc na nartach zawsze z sukcesem. Nigdy nie było żadnych wyborów. Narty zimą to była oczywistośc i nie przypominam sobie aby którakolwiek Pani miała jakiekolwiek wątpliwości w tej kwestii.
Podobnie było z Rybelkiem. Poznalismy się na studiach. Moja zona nie jeździła wczesniej na nartach i oczywistym było że się nauczy. Zreszta poszło jej naprawdę nieźle i szybko. Po 6-7 sezonach juz mogłaby jechać na pomocnika tylko nigdy nie chciała.
U nas od poczatku było tak że jeżeli trzeba było z czegoś rezygnować to zawsze dotyczyło to wakacji letnich. Były takie lata, że z róznych głownie finansowych względów w ogóle nie jechalismy na wakacje w lecie za to kilka wyjazdów narciarskich obowiązkowo.
Szkoda tylko, że od 7 lat nie mamy możliwości jeździć razem

Co do opisywanych przez Andrzeja urazów to niestety mam inne spostrzeżenia. Wśród kolegów i koleżanek mam bardzo mało znajomych, którzy mają "czyste konto". Jak słusznie napisałeś narciarstwo to sport kontuzjogenny tylko podejście do kontuzji narciarza który zaczyna od nazwijmy to zawodowca jest zupełnie inne. Ten pierwszy wini swoja nową aktywnośc za zaistniałą sytuację i dlatego ma wielkie opory przed powrotem albo nie wraca wogóle. Dla tego drugiego upadki i kontuzje to normalka, zerwane więzadło to przecież tylko zerwane więzadło a nie paraliż. Rekonstrukcja, rehabilitacja i jesteś jak nowy.
Jedno jest pewne, trzeba byc przygotowanym do jazdy, dbac o siłę i sprężystość na co dzień wtedy prawdopodobieństwo urazu bardzo się zmiejsza.
Moja zona niedługo dobije 20 lat na deskach. Przez ten czas nigdy nic sobie nie zrobiła, przez ostatnie 5 sezonów nawet nie upadła a wolno nie jeździ. A w tym roku na koniec sezonu załatwiła sobie rekę tak że jest prawdziwym cyborgiem, wyposażonym w zestaw blach i srubek, które fantastycznie sę prezentują na zdjęciu RTG i to na górce, której właściwie nie ma w porównaniu z Alpami gdzie zazwyczaj jeździ.

Pozdrawiam serdecznie
  • 1

#9 o_andrzej

o_andrzej
  • Autor tematu
  • Użytkownik
  • 4204 postów
  • Płeć:Mężczyzna

Napisano 21 maj 2009 - 14:48

Co do opisywanych przez Andrzeja urazów to niestety mam inne spostrzeżenia. Wśród kolegów i koleżanek mam bardzo mało znajomych, którzy mają "czyste konto".


Urazy wsrod sportowcow to inna inszosc. Ja mam na mysli amatorow, jezdzacych 15-30 na nartach w roku. Nagly wypadek, taki jaki sie przytrafil Twojej zonie, grozi kazdemu, ale jego prawdopodobienstwo jest male. Wsrod moich znajomych, tych jezdzacych na nartach od lat, nie zdarzyl sie ostatnio powazniejszy wypadek. Moje spostrzezenia dotyczace stosunkowo duzej liczby niemilych wypadkow, procz opisanych wczesniej, pochodza z lektury grupy newsowej i wlasnie forow. Bardzo duzo wypadkow zdarza sie ludziom na pograniczu poczatkujacy/sredniozaawansowany. Podobnie jak zdarzaja sie kierowcom z 1-2 letnim stazem, itp. Poniewaz watek jest o ewentualnym uczeniu partera/ki jazdy na nartch, wiec uczulam i na ten problem.

Zdecydowanie sie zgadzam z Toba, ze odpowiednie cwiczenia przez sezonem i wlasciwe przygotowanie kondycyjne zmniejszaja prawdopodobienstwo urazu.
  • 1

#10 JarekS

JarekS

    bezczelny dyletant

  • Użytkownik
  • 922 postów
  • Płeć:Mężczyzna
  • Skąd:Police (Zachodniopomorskie)
  • Narty:Fischer RC4 Race SC

Napisano 21 maj 2009 - 16:13

No to ciekawe, czy będą dwie takie same historie

U mnie nie jeździło żadne. Żona jest raczej z osób mniej wysportowanych (rower, ewentualnie basen, na plaży poleżeć, ale w góry połazić chętnie, byle nie za strome), ja się zraziłem na studiach. Od jakichś 10 lat jeździ siostra z córką - żona ze dwa lata mnie kusiła, żeby się z nimi wybrać, aż w końcu skusiła. Sezon 2005/2006 to był mój trzeci początek (o pozostałych napiszę we właściwym wątku). Teraz żona lubi, a ja mam świra

Synowi do wyborów jeszcze daleko. Narty lubi, ale nie tak bardzo jak komputer. I trochę po dziecinnemu ambicjonalnie, znaczy slalomy chciałby wygrywać i z czarnych tras zjeżdżać, ale bez żadnych ćwiczeń

Uczę ja. W przypadku syna staram się przede wszystkim nie szkodzić. To znaczy eliminuję elementy ewidentnie szkodliwe (typu "asekuracja" wysuwanym do przodu kijkiem) i delikatnie próbuję sterować w kierunku nauki u fachowców
Z żoną jest trudniej, bo na razie wydawanie pieniędzy na instruktora nie ma większego sensu. Do pokonania są bariery mentalne. Jedna z ważniejszych - brak zaufania do tego, co umie - padła w tym roku. Ale wciąż jest np. strach przed upadkiem, nabraniem większej prędkości...

Co do partnerstwa - wcześniej jeździliśmy nad morze. Ja grałem w siatkówkę (leżenie plackiem na piasku to nie dla mnie), żona się opalała i kibicowała. Wilk syty i owca cała. Ale narty lepsze, bo dają niezależność. Chcę jeździć, to jeżdżę, nie muszę szukać innych chętnych.
A im więcej rzeczy można robić we dwoje, tym lepiej

Narciarskie niedopasowanie mam w rodzinie. Szwagier otwarcie demonstruje niechęć do jeżdżenia, chociaż jakoś tam próbuje. Nie wiem, ile w tym przekory ("nie chcę, bo mnie zmuszacie, więc udowodnię, że się nie da"), a ile obowiązku wobec żony i córki. Specjalnie męczące dla otoczenia to nie jest, a problem na szczęście nie mój.

Urazy - wydaje mi się (mam na myśli amatorów), że jest to przede wszystkim funkcja ogólnej sprawności. Gdy jako dwudziestolatek 3 razy w tygodniu trenujący piłkę nożną byłem na nartach, podziurawiłem stok niezliczoną ilość razy i własnym ciałem sprawdziłem, że grubość pokrywy śnieżnej przekracza długość odcinka "ramię + kijek". Najmniejszej kontuzji nie było. A wiązania ustawiłem sobie sam, bez najmniejszej wiedzy na ten temat. Musiałem, bo się wypinały przy każdej próbie skrętu
  • 1
pozdrawiam
Jarek

#11 Osetia

Osetia

    "Królowa Trolka"

  • Użytkownik
  • 1987 postów
  • Płeć:Kobieta
  • Skąd:SO
  • Imię :Trolka

Napisano 04 sierpień 2009 - 07:25

Ale wykopałam temat!!!! Taki temat i taki ukryty????? Skandal!

Ja jak zaczynałam jeździć na nartach to już pisałam w historii kredek i frytek... Dawno temu... Ale nie o tym, bo o partnerstwo tu chodzi.
W naszym małżeństwie pierwszą jeżdżącą byłam ja, pewnie dlatego, że na dojazd w Beskidy potrzebowałam od 40 minut do godziny, a mój mąż pochodzi z okolic Szczecina, zatem jakby... trochę dalej i pomimo, że uprawia mnóstwo sportów i jest w tym zawodowcem narty były mu obce. Poprosiłam go, żeby spróbował, bo zgadzam się z tymi, którzy twierdzą, że wspólne nie jeżdżenie rodzi wiele problemów i ograniczeń. Stanął pierwszy raz na nartach w Wiśle na Rowienkach. Efekt? Po 10 minutach z instruktorem na dole wjechał na górę i po prostu zjechał bez jednego upadku. Widziałam wielu ludzi, którzy uczyli się jeździć, ale pierwszy raz widziałam kogoś, a dumnie stwierdzę, że mojego męża, kto założył pierwszy raz w życiu narty na nogi i od tak po prostu zaczął jeździć. I tak jeździ, jeździmy do dnia dzisiejszego i sprawia nam to ogromna radość. Mało tego ja oprócz tego, że umiem jeździć na nartach to do tego moja miłość, a bardziej wiedza się ogranicza. Mąż mój natomiast nie tylko zaczął jeździć, ale w dodatku stał się wyjadaczem w tej dziedzinie i nie wiem czy jest coś czego o sprzęcie itp. nie wie.

pozdrawiam, Ola
  • 1

#12 o_andrzej

o_andrzej
  • Autor tematu
  • Użytkownik
  • 4204 postów
  • Płeć:Mężczyzna

Napisano 04 sierpień 2009 - 11:24

Olu, na ogol ludzie usportowieni, o mocnych nogach, dobrze sobie radza na nartach. I to od pierwszych krokow. Choc czesto maja tendencje do malo finezyjnej, silowej jazdy. Pamietam np. Wande Rutkiewicz, slynna himalajke, ktora zginela przed laty na K2 bodajze. Wanda, wiadomo, byla bardzo dobrze przygotowana, silowo i kondycyjnie do kazdej aktywnosci sportowej. Widzialem ja w Lubomierzu, na tamtejszej, dosc trudnej trasie w latach 70-tych. Widac, ze dopiero zaczynala jezdzic na nartach. Brzydko, z kiepska technika, ale pewnie i skutecznie.
  • 1

#13 Osetia

Osetia

    "Królowa Trolka"

  • Użytkownik
  • 1987 postów
  • Płeć:Kobieta
  • Skąd:SO
  • Imię :Trolka

Napisano 04 sierpień 2009 - 14:28

Olu, na ogol ludzie usportowieni, o mocnych nogach, dobrze sobie radza na nartach. I to od pierwszych krokow. Choc czesto maja tendencje do malo finezyjnej, silowej jazdy.


Andrzeju!!!

Mój mąż ma cholernie umięśnione, piękne, długie jak na faceta nogi... :) To, co napisałeś to jedynie potwierdza jego BARDZO!!!! szybką naukę. Co do mało finezyjnej jazdy się nie zgadzam, jeździ rewelacyjnie, szuka inspiracji u najlepszych... coś podejrzy i zaraz próbuje i wiesz, co ... wychodzi mu to! Z instruktorem spędził jedynie urocza godzinę, reszta to jego praca własna, podglądanie i ćwiczenia! Najśmieszniejsze w tym wszystkim jest to, że to właśnie mój mąż uczył mnie carvingu :rolleyes:, bo moja jazda była na ściśniętych kolanach :) - tak mnie uczyli!

Pozdrawiam, Ola
  • 1

#14 jan koval

jan koval
  • Użytkownik
  • 3554 postów
  • Płeć:Mężczyzna
  • Skąd:p-n
  • Narty:volkl
  • Imię :kuba
  • Ulubiony stok:jackson hole, fernie, chugach

Napisano 25 wrzesień 2016 - 23:19

 

Olu, na ogol ludzie usportowieni, o mocnych nogach, dobrze sobie radza na nartach. I to od pierwszych krokow. Choc czesto maja tendencje do malo finezyjnej, silowej jazdy.


Andrzeju!!!

Mój mąż ma cholernie umięśnione, piękne, długie jak na faceta nogi... smile.gif To, co napisałeś to jedynie potwierdza jego BARDZO!!!! szybką naukę. Co do mało finezyjnej jazdy się nie zgadzam, jeździ rewelacyjnie, szuka inspiracji u najlepszych... coś podejrzy i zaraz próbuje i wiesz, co ... wychodzi mu to! Z instruktorem spędził jedynie urocza godzinę, reszta to jego praca własna, podglądanie i ćwiczenia! Najśmieszniejsze w tym wszystkim jest to, że to właśnie mój mąż uczył mnie carvingu :rolleyes:, bo moja jazda była na ściśniętych kolanach smile.gif - tak mnie uczyli!

Pozdrawiam, Ola

 

no coz - wina Jana, ze odgrzebal ten temat...

 

instruktora NA ODPOWIEDNIM POZIOMIE nic nie zastapi…. zdaje Ci sie, ze wiesz wszystko i nagle boooom - okazuje sie, ze  stale jest cos nowego...

 

np po ostatnim pobycie na rowerach wytlumaczono mi (na przykladzie nart) jak powinno sie ukladac cialo w skrecie i jak wkladac rower w skret….

logiczne, ale o tym nie myslalem..

co do pasji - na pewno pomaga dzielenie pasji….

 

U nas jest , w rodzinie, jedna wspolna pasja - narty……...

 

reszta , to juz osobniczo zmiennie - moje corki i Zona biegaja pol/cale/ i ultramaratony. nie graja w siatkowke ( co ja robie 2-3x/tydz).

mlodsza corka  i Malzonka sa w trakcie uzalezniania sie od mtb...

w zeszlym sezonie  Zonie kupilem doskonaly rower (Bronson) i od tego czasu idzie przez przeszkody jak burza…zaciagnalem Ja do Moab i wkrecilem w grupe srednio-zaawansowana i byla zachwycona - mam nadziej, ze za tydzien w Rep Pld Afryki bedzie to samo

Mlodszej do mtb nie trzeba namawiac….mimo fatalnego upadku 6 tyg tem, na szczescie  bez powaznych konsekwecji ( wyleciala przez kierownice na zakrecie, o centymetry Jej twarz ominela  czubek ostrego  pnia)...

2 tyg temu juz tak dobrze sie nie skonczylo - separated shoulder czyli strain of AC joint...

 

co do nart - Zone (wtedy dziewczyne)  namowilem na oboz.tzn Ona namowila mnie na oboz jaskiniowcow - pamietam, zladowalilsmy w Koscielisku w niewykonczonym domu, lod ze scian zszedl po 5 dniach.prawdopodbnie smrod byl wielki...

zaciagnalem Ja na narty - z wypozyczalni, buty o roznych rozmiarach...

Na drugi rok pojechalismy na oboz do Slowacji i tam juz bylo  jasne, ze bakcyla zalapala - ale tam mielismy instruktorow, wiec Ona  nabywala umiejetnosci "od obcych".

 

Corki, w momencie gdy sie urodzily, mialy "jak w banku"…...

 

Obie objezdzalem po coraz trudniejszym terenie, zeby woda sodowa nie uderzyla do glowy…….

 

pamietam, jak pojechalismy na pierwsze narty tutaj (starsza miala 14 lat) - kolega z siatkowki, ktory pojechal z nami  i jest doskonalym narciarzem, zobaczyl starsza na nartach i powiedzial Wow!!!!

mlodsza za to musiala sie przebijac, bo np na zawodach byla w tych samych widelkach wiekowych, mimo, ze 8 lat mlodsza…..

ale sie zawziela i teraz starszej na tyczkach doklada…...

 

coz…zycie……uzywajmy !!!!!!!!!!


Użytkownik jan koval edytował ten post 25 wrzesień 2016 - 23:20

  • 2
"...w słownictwie Kovala każda narta poniżej 180cm to łyżwa ..." ( Jabol)

#15 o_andrzej

o_andrzej
  • Autor tematu
  • Użytkownik
  • 4204 postów
  • Płeć:Mężczyzna

Napisano 12 maj 2017 - 10:29


W przypadku moich dzieci, na razie jest remis, jeden partner jedzi, drugi nie. Mam nadzieje, ze to drugie niejezdzace nauczy sie jeszcze, choc z doswiadczenia wiem, ze nauki najlepiej zaczac w dziecinstwie.

 

Jan, w innym wątku przypomniał mi ten. To już 8 lat minęło od jego napisania. Co się zmieniło u mnie, nas? Niejeżdżąca synowa jeździ. I to bardzo skutecznie. W czasie tegosezonowego wyjazdu do Zillertal często jeździliśmy razem. Głównie po czerwonych, czasem czarnych trasach. Nie jestem demonem prędkości, jeżdżę średnio szybko, ale nie jestem też zawalidrogą. Synowa jeździła tuż za mną, nigdy na nią nie czekałem, a z racji wieku, moje odpoczynki na trasie były dłuższe od jej planowanych. Innymi słowy, to ona na mnie czekała. ;) To był dopiero jej 3 lub 4 wyjazd na narty. W tym roku zaczęła jeździć na bardzo dobrych nartach Fischer Race SC, które odziedziczyła po mojej żonie. Idealnie jej pasują z racji niewielkiej wagi, synowej i nart. :) Dodam, że ma mocne nogi i wysoką sprawność sportową, choć nigdy żadnego sportu wyczynowo nie uprawiała.

 

Zięć. Zawsze jeździł dobrze. Może nie tyle pięknie technicznie, co niezwykle skutecznie. Bardzo mocne nogi. Z takich co to bez żadnych trudności pojadą szusem z każdej ścianki. Bez zrobienia sobie i innym krzywdy. I co? Nie jeździ na nartach zjazdowych. Dlaczego? Bo go to nudzi. Nie kręci go to. Za mało się nich męczy. Bardzo lubi narciarstwo turowe, najlepiej takie z wiecznym podchodzeniem. :) Czas pokaże, gdy wnuk osiągnie wiek narciarski.

 

Moje dzieci, wiadomo, jeżdżą bardzo dobrze i gdy tylko mogą, a okazji za wiele ku temu nie ma, pędzlują na nartach.

 

Żona towarzyszy mi na każdym wyjeździe, na ogół w towarzystwie siostry i/lub naszej wspólnej znajomej z Norwegii.

 

Urazy? Bo taki poboczny wątek się wyklarował. Przez te 8 lat zdarzył się jeden, dość poważny, mojej żonie. Upadła w trudnych warunkach śniegowych, przy dużej mgle. Brak wyobraźni. Uszkodzona łąkotka. Na szczęście operacja kolana przebiegła pomyślnie, przestała odczuwać jakiekolwiek dolegliwości w tym kolanie. Pozostali OK.

 

PS I oczywiście najważniejsze. Partnerzy opisani w pierwszym wątku nie zmienili się i są już oficjalnymi członkami rodziny. :) I pojawiły się pierwsze efekty: wnuki. Na razie 2.


Użytkownik o_andrzej edytował ten post 12 maj 2017 - 10:52

  • 1

#16 J@n

J@n
  • Administrator
  • 9837 postów
  • Płeć:Mężczyzna
  • Narty:black crows atris
  • Imię :Jan
  • Ulubiony stok:FIS w Szczyrku

Napisano 16 maj 2017 - 20:25


Partnerzy opisani w pierwszym wątku nie zmienili się i są już oficjalnymi członkami rodziny.
u mnie 2 córki, jeden partner (mąż) się nauczył i pozostał, drugi był oporny i został wysłany na "drzewo" :)
  • 1
Dołączona grafika
pozdrawiam Jan narciarki i narciarzy, początkujących i zaawansowanych, a także ośrodki narciarskie: Szczyrk , Wisła , Istebna , Ustroń , Zwardoń , Koniaków , Korbielów , Zawoja , Rabka , Zakopane , Bukowina Tatrzańska , Krynica , Karpacz , Szklarska Poręba , Czarna Góra , Tatrzańska Łomnica , Szczyrbskie Jezioro , Stary Smokovec , Jasna , Winterberg, Willingen, Neuss, Zell am See , Saalbach , Hinterglemm , Mayrhofen , Tux , Hintertux , Stubai , Sölden , Obergurgl , Ischgl , Obertauern , St. Anton, Zürs, St. Christoph, Stuben, Lech, Oberlech, Valluga, St. Jakob, Venet, Fiss, Ladis, Serfaus, Zams, Hochsölden, Kühtai, Hochoetz, Livigno , Wolkenstein , Selva , Santa Christina , Sankt Ulrich , Arabba , Colfosco , Canazei , Pozza di Fassa, Belvedere, Marmolada, Alpe Lusia, Bellamonte, Passo San Pellegrino, Falcade, Latemar, Obereggen, Catinaccio, Pera, Moena, Cortina , Sulden , Gressoney , Cervinia , Kronplatz , Coumayeur , Sestriere , Alagna Valsesia, Macugnaga, Monterosa, Gressoney, Zermatt , Saas Fee , Saas Grund, Hohsaas, Grächen , Aletsch , Crans Montana , Verbier , Thyon 2000, Les Collons , Rosswald , Belalp , Leukerbad, Bettmeralp, Fiesch, Fiescheralp, Brig, Visp, Zinal, Grimentz, St. Luc,  Samnaun, Serre Chevalier, Vialattea, Val dIsere , La Mongie , Montgenevre , Alpe dHuez , Les Duex Alpes , Sybelles , Tignes , Val dIsere , Les Arcs , La Plagne , Val Cenis, Termignon, Val Frejus, Champagny , Courchevel , Meribel , Les Menuires , Val Thorens , Orelle, La Grave , Oz , Saint Sorlin , Chamonix , Megeve , Flaine , Morzine , Les Portes du Soleil, Galibier, Thabor, Valloire, Valmeiniere

#17 o_andrzej

o_andrzej
  • Autor tematu
  • Użytkownik
  • 4204 postów
  • Płeć:Mężczyzna

Napisano 20 maj 2017 - 11:30


u mnie 2 córki, jeden partner (mąż) się nauczył i pozostał, drugi był oporny i został wysłany na "drzewo"
1

 

Bym jeszcze próbował go narciarsko przysposobić. :) Co to znaczy, że nie jeździ. To pachnie rozwodem. :)

 

Z drugiej strony...mój szwagier belgijski (czyli Belg :)) ma ok. 87 lat. Ale on jest z tych nieśmiertelnych. Geny 120 latka. Żadnych leków (prócz alkoholu spożywanego w znacznych ilościach), żadnych poważnych przypadłości zdrowotnych, prócz malarii, której nabawił się dawno w Afryce. Ta raz na kilka lat daje o sobie znać. I tenże szwagier jeździ z nami na narty od kilku sezonów (swoją droga ciekawe, dlaczego nie jeździł wcześniej - pewnie nikt nie wpadł na taki pomysł). Na nartach nie jeździ i lepiej by w tym wieku nie zaczynał, ale aktywnie spędza czas. My nartujemy, on chodzi po okolicy i cyka fotki. A wieczorem spotykamy się przy stole. I gadamy, jemy i pijemy. Czyli nawet ten wariant nienartującego członka rodziny da się pogodzić. :)


  • 1

#18 KubaR

KubaR
  • Użytkownik
  • 185 postów

Napisano 09 styczeń 2018 - 09:03

He, he....

 

 

Fajny temat - czemu mi umknął???

 

W przeszłości niejeżdżące kobiety wypadały z obiegu zimą. Tzn. żadna zimy nie przetrwała..... Dwie z którymi miałem do czynienia dłużej  - jeździły - zaczynały z takiego spokojnego poziomu i się podciągały w trakcie. Ta która nie przetrwała to miała takie podejście - narty Ok ale to tak się wybrać na chwilę, kilka dni. No i również nie przetrwała zimy z tym, że dopiero 5 w kolejności..... Marta (czyli ta druga z którą mam do czynienia dłużej) przed poznaniem mnie jeździła kilka razy. Zawsze chciała, w rodzinie jej ojca jeździło się dużo, ale niestety tak się poukładało, że nie mogła. Po tym jak się poznaliśmy zaczęła jeździć. Dość sporo w pewnych okresach. W każdym razie jest tak, że nie ma może takiej obsesji jak ja, ale nie wyobraża sobie funkcjonowania bez nart. Był nawet taki moment w naszym życiorysie, że nie mieliśmy szafy ale za to w mieszkaniu było z 10 par nart. No cóż, na szafie się nie pojeździ, a na stojących nartach da się coś powiesić..... Jej poziom jazdy jest niezły ale ma specyficzny styl - wynika to z tego, że w tym okresie rozdałem sprzęt zjazdowy i przeszedłem głównie na turowy. Miało to parę przyczyn (od finansów zaczynając po znudzenie zwykłym zjazdowym), główną było to, że denerwował mnie brak oparcia, brak trzymania buta i narty jak się przesiadałem ze zjazdowych. A czasy to były Dynafitów TLT2 i 3. W efekcie mnie się poprawiło stanie na narcie, niestety ponieważ relatywnie mało jeździliśmy na wyciągach to Marta nabrała takiego stylu "terenowo - turowego". Zjedzie po wszystkim, da sobie radę praktycznie wszędzie (np. zjazdy w Alpach zaczęła od góry co miała więcej niż 4km wysokości, była kilka razy za kołem polarnym, w żlebie zjeżdżała z toboganem improwizowanym itp. itd.) ale nie pojedzie na krawędzi, nie włoży się w zakręt. Amatorski gigant zjedzie "na okrągło". Zamierzam się zabrac do tego w tym roku - kupujemy buty zjazdowe (narty już są) i jest już umówiona z trenerką Nusi. (znaną Andrzejowi :D) na kilka lekcji.  

 

Przy okazji z tego naszego narciarstwa wyszła fajna anegdota - jak braliśmy ślub to w prezencie od kilku kolegów z którymi łaziliśmy po górach dostalismy trumnę. Taką na dach (box) na narty. Po powrocie do pracy Marta rozmawiała z koleżankami i w pewnym momencie zeszło na prezenty ślubne. No i Marta mówi: "A nas z prezentów najbardziej ucieszyła trumna!" Miny koleżanek bezcenne......

 

A swoją drogą wybór zięciów to może spędzać sen z powiek. Poznałem kiedyś człowieka (z Warszawskiego klubu "Deski"), który w momencie gdy go poznałem miał 76lat (wyciągnąłem go z zaspy pod Turbaczem :D) a był wtedy czynnym instruktorem. Jakieś 3 lata dość często się widywalismy, nawet z nim na jakiś obóz narciarski pojechałem w roli takiego "pomocnika". Pomimo tego, że wtedy różnica wieku między nami była około 50 letnia dogadywaliśmy się znakomicie. Człowiek ten oprócz dorosłych synów miał córkę (jakaś końcówka liceum wtedy) i miał wielki problem: córka wybierała sobie dorodnych, przypakowanych chłopaków. Tyle, że nie umieli jeździć na nartach i generalnie poza muskulatura też byli jacyś słabowici. Bogdan narzekał: "I już ..... drugiemu muszę narty na Gąsienicową wynieść bo nie daje rady". Niestety straciliśmy kontakt na poczatku XXI wieku więc nie wiem co dalej ale rozumiem jego ból - mam dwie córki małoletnie....

 

 

Zięć. Zawsze jeździł dobrze. Może nie tyle pięknie technicznie, co niezwykle skutecznie. Bardzo mocne nogi. Z takich co to bez żadnych trudności pojadą szusem z każdej ścianki. Bez zrobienia sobie i innym krzywdy. I co? Nie jeździ na nartach zjazdowych. Dlaczego? Bo go to nudzi. Nie kręci go to. Za mało się nich męczy. Bardzo lubi narciarstwo turowe, najlepiej takie z wiecznym podchodzeniem.

 

Ten mi się podoba.... Taki by się za jakieś 10 - 15 lat przydał....

 

Kuba


  • 2

#19 Mitek

Mitek

    zwykły narciarz

  • Użytkownik
  • 5127 postów
  • Płeć:Mężczyzna
  • Skąd:Warszawa
  • Imię :Mitek

Napisano 09 styczeń 2018 - 09:51

He, he....

 

 

Fajny temat - czemu mi umknął???

 

W przeszłości niejeżdżące kobiety wypadały z obiegu zimą. Tzn. żadna zimy nie przetrwała..... Dwie z którymi miałem do czynienia dłużej  - jeździły - zaczynały z takiego spokojnego poziomu i się podciągały w trakcie. Ta która nie przetrwała to miała takie podejście - narty Ok ale to tak się wybrać na chwilę, kilka dni. No i również nie przetrwała zimy z tym, że dopiero 5 w kolejności..... Marta (czyli ta druga z którą mam do czynienia dłużej) przed poznaniem mnie jeździła kilka razy. Zawsze chciała, w rodzinie jej ojca jeździło się dużo, ale niestety tak się poukładało, że nie mogła. Po tym jak się poznaliśmy zaczęła jeździć. Dość sporo w pewnych okresach. W każdym razie jest tak, że nie ma może takiej obsesji jak ja, ale nie wyobraża sobie funkcjonowania bez nart. Był nawet taki moment w naszym życiorysie, że nie mieliśmy szafy ale za to w mieszkaniu było z 10 par nart. No cóż, na szafie się nie pojeździ, a na stojących nartach da się coś powiesić..... Jej poziom jazdy jest niezły ale ma specyficzny styl - wynika to z tego, że w tym okresie rozdałem sprzęt zjazdowy i przeszedłem głównie na turowy. Miało to parę przyczyn (od finansów zaczynając po znudzenie zwykłym zjazdowym), główną było to, że denerwował mnie brak oparcia, brak trzymania buta i narty jak się przesiadałem ze zjazdowych. A czasy to były Dynafitów TLT2 i 3. W efekcie mnie się poprawiło stanie na narcie, niestety ponieważ relatywnie mało jeździliśmy na wyciągach to Marta nabrała takiego stylu "terenowo - turowego". Zjedzie po wszystkim, da sobie radę praktycznie wszędzie (np. zjazdy w Alpach zaczęła od góry co miała więcej niż 4km wysokości, była kilka razy za kołem polarnym, w żlebie zjeżdżała z toboganem improwizowanym itp. itd.) ale nie pojedzie na krawędzi, nie włoży się w zakręt. Amatorski gigant zjedzie "na okrągło". Zamierzam się zabrac do tego w tym roku - kupujemy buty zjazdowe (narty już są) i jest już umówiona z trenerką Nusi. (znaną Andrzejowi :D) na kilka lekcji.  

 

Przy okazji z tego naszego narciarstwa wyszła fajna anegdota - jak braliśmy ślub to w prezencie od kilku kolegów z którymi łaziliśmy po górach dostalismy trumnę. Taką na dach (box) na narty. Po powrocie do pracy Marta rozmawiała z koleżankami i w pewnym momencie zeszło na prezenty ślubne. No i Marta mówi: "A nas z prezentów najbardziej ucieszyła trumna!" Miny koleżanek bezcenne......

 

A swoją drogą wybór zięciów to może spędzać sen z powiek. Poznałem kiedyś człowieka (z Warszawskiego klubu "Deski"), który w momencie gdy go poznałem miał 76lat (wyciągnąłem go z zaspy pod Turbaczem :D) a był wtedy czynnym instruktorem. Jakieś 3 lata dość często się widywalismy, nawet z nim na jakiś obóz narciarski pojechałem w roli takiego "pomocnika". Pomimo tego, że wtedy różnica wieku między nami była około 50 letnia dogadywaliśmy się znakomicie. Człowiek ten oprócz dorosłych synów miał córkę (jakaś końcówka liceum wtedy) i miał wielki problem: córka wybierała sobie dorodnych, przypakowanych chłopaków. Tyle, że nie umieli jeździć na nartach i generalnie poza muskulatura też byli jacyś słabowici. Bogdan narzekał: "I już ..... drugiemu muszę narty na Gąsienicową wynieść bo nie daje rady". Niestety straciliśmy kontakt na poczatku XXI wieku więc nie wiem co dalej ale rozumiem jego ból - mam dwie córki małoletnie....

 

 

Zięć. Zawsze jeździł dobrze. Może nie tyle pięknie technicznie, co niezwykle skutecznie. Bardzo mocne nogi. Z takich co to bez żadnych trudności pojadą szusem z każdej ścianki. Bez zrobienia sobie i innym krzywdy. I co? Nie jeździ na nartach zjazdowych. Dlaczego? Bo go to nudzi. Nie kręci go to. Za mało się nich męczy. Bardzo lubi narciarstwo turowe, najlepiej takie z wiecznym podchodzeniem.

 

Ten mi się podoba.... Taki by się za jakieś 10 - 15 lat przydał....

 

Kuba

Cześć

No a jak te córki teraz wyglądają Kuba. Może byś jakieś zdjęcie rodzinne puścił bo moje dzieci też maloletnie ale Kacper już wyższy od Ciebie. :)

Pozdro serdeczne


  • 1

#20 o_andrzej

o_andrzej
  • Autor tematu
  • Użytkownik
  • 4204 postów
  • Płeć:Mężczyzna

Napisano 09 styczeń 2018 - 11:13


Zjedzie po wszystkim, da sobie radę praktycznie wszędzie (np. zjazdy w Alpach zaczęła od góry co miała więcej niż 4km wysokości, była kilka razy za kołem polarnym, w żlebie zjeżdżała z toboganem improwizowanym itp. itd.) ale nie pojedzie na krawędzi, nie włoży się w zakręt. Amatorski gigant zjedzie "na okrągło". Zamierzam się zabrac do tego w tym roku - kupujemy buty zjazdowe (narty już są) i jest już umówiona z trenerką Nusi. (znaną Andrzejowi ) na kilka lekcji.

 

A czego trzeba więcej niż przyzwoitego, czyli pewnego i bezpiecznego dla siebie i innych, zjeżdżania wszędzie. Im starszy jestem tym mniejszą wagę przywiązuję do techniki jazdy (choć z przyzwyczajenia oceniam) a większą do innych elementów związanych z narciarstwem. Moja synowa jeździ technicznie słabo, ale pewnie i skutecznie. I chwatit.

 

Pozdrów Nusię. :) Przypomnę historię z nią związaną (myślę, że nie masz nic przeciwko). Wiele lat temu wybrałem się na jednodniowy wypad na Polczakówkę, podrabczańską górkę z orczykiem.  Moja uwagę zwróciła młoda, 15-16 letnie, świetnie jeżdżąca dziewczyna. Przypadek sprawił, że jechaliśmy razem orczykiem do góry i wypytałem ją gdzie się tak świetnie nauczyła jeździć. Okazało się, że to samouk. "Popatrzyłam jak inni jeżdżą, popróbowałam i tak jakoś samo wyszło". Dodała, że jest córką właściciela wyciągu (albo tylko krewną) co wiele tłumaczy, bo okazji do treningu jej nie brakowało. Ta wtedy młoda panienka, podobno skończyła AWF, dziś jest m.in. instruktorem narciarskim. Cóż, tempus fugit.

 

A zięcia nie oddam. zajęty. :)


Użytkownik o_andrzej edytował ten post 09 styczeń 2018 - 11:15

  • 1






Użytkownicy przeglądający ten temat: 0

0 użytkowników, 0 gości, 0 anonimowych