Pewnie niewiele to nawisko wielu mowi, ale niektorzy do dzis wspominaja te zywa legende. Bo Stanislaw Tatka to prawdziwa legenda polskiego narciarstwa. Instruktor wykladowca, ktory wyszkolil kilka pokolen narciarzy, w tym rowniez intruktorow. W 1968 szkolil rowniez i mnie, 18-letniego wowczas mlodzienca, na kursie pomocnikow instruktorow. Na Turbaczu, we wspanialej scenerii zimowej. Wtedy byl czlowiekiem w sile wieku, po 40-ce. Latwo wyliczyc ile lat liczy dzis. Podziwialismy jego doskonala, niedoscigla dla nas jazde. Lod nie lod, mulda nie mulda, jego jazda byla zawsze ta sama, plynna, pewna, spokojna i doskonala technicznie.
A spotkalem go na spotkaniu absolwentow jednego z krakowskich liceow. Opowiadal o narciarstwie, wojennym i powojennym, w Krakowie. Co za czasy. Za noszenie nart w 1940 r. grozil Oswiecim. Ale niektorzy, tak jak on, ryzykowali. Staszek ma sie bardzo dobrze jak na swoje lata. Glowa nietknieta, ten sam spokoj, usmiech, optymizm i madrosc. Swietna sylwetka. Zawdziecza ja m.in. codziennej gimnastyce. Staszek od zawsze poswieca jej 1 h dziennie. Obiecalem, ze go odwiedze w jego podkrakowskim domu.
Użytkownik o_andrzej edytował ten post 10 maj 2015 - 16:00