Nie obiecuję, że będzie to relacja on-line bo mam nadzieję, że coś się tutaj poprawi w sensie warunków pogodowych i po prostu nie będzie czasu (na koniec na pewno zrobię podsumowanie). Na razie to deszcze pada, siedzimy w apartamencie i generalnie to do d…y jest. Ale po kolei.
Wyjazd zaplanowany na 9 dni tj. 15-23 stycznia 2015 r.
Dzień pierwszy 15/01/2015
Do Madonny dojechaliśmy o 15.30, wyjazd własnym samochodem, prawie 1500 km, wyjechaliśmy 14go o 22.30. Madonna przywitała nas piękną słoneczną pogodą, świeżym górskim powietrzem (to się czuje, zwłaszcza po wyjściu z samochodu J), temperaturą ok. 0 stopni i … brakiem śniegu. Trasy które schodzą do samej Madonny widać, że białe i narciarze zjeżdżają więc może nie będzie źle. Rozpakowujemy się, wrzucamy coś na ząb i idziemy odebrać zarezerwowane narty z wypożyczalni co by rano czasu nie marnować. Wieczorem idę z córkami na krótki spacer „na miasto”, żona śpi J. W centrum Madonny trafiamy na fajny pokaz sztucznych ogni, rozstawiona jest scena z jakąś imprezą, gra muzyczka, ludzie tańczą J. Dzisiaj musiało być jakieś święto bo wyraźnie widać że dojechało sporo Włochów, w naszym pensjonacie kwaterowało się kilka rodzin a to przecież zwykły dzień roboczy. Po drodze kupujemy kilka rodzajów serów. Dlaczego 1 kg dobrego twardego sera kosztuje tutaj od 10 EUR w górę a w Polsce od 80 PLN ??? !!!. Wieczorem padam na łóżko i zasypiam.
Dzień drugi 16/01/2015
Zonk !!! Pogoda zmieniała się diametralnie. W nocy zaczął padać śnieg, rano pada intensywnie, jest mgliście i mroczno. Iść, nie iść ? Decyzja zapada: idziemy (żona śpi J). Parę minut po 9.00 jesteśmy w gondolce na Pradalalgo. Na górze nie jest tak źle, śnieg pada ale nie ma wiatru, widoczność nie pozwala na podziwianie widoków ale wystarczająca do zjazdu. Zjeżdżamy niebieską do Groste, tam wsiadamy w gondolkę i jedziemy na Passo Groste. Warunki bez zmian, zjeżdżamy niebieską w dół, trasa po świeżyn opadzie ale mniej zdemolowana niż z Pradalago. Pierwszy odcinek bardzo przyjemny ale druga połowa to dramat, więcej kijkowania pod górę niż zjeżdżania. Chcieliśmy zjechać do samego dołu ale przy krzesełku na Monte Spinale odechciewa się nam dalszego kijkowania. Wsiadamy na krzesełko i jedziemy na Monte Spinale. Wymarźliśmy się na tych dwóch krzesełkach niemiłosiernie. To stare krzesło, jedzie bardzo wolno. Na Monte Spinale dramat – jakby się mleko rozlało, nic nie widać. Po omacku zjeżdżamy czerwoną 73 i później czerwoną 77 do Groste. W dole już lepiej, śnieg dalej pada intensywnie ale widoczność lepsza.
W Groste przejeżdżamy na drugą stronę i wsiadamy na kanapę nr 32 która jedzie pod Pradalago. Kanapa osłonięta, nic nie widać bo śnieg zalega na osłonie ale czujemy się, że dzieje się coś niedobrego z wiatrem bo zaczyna huczeć i bująć kanapą. Po zejściu z kanapy – dramat jeszcze większy niż na Monte Spinale, bo nie dość, że nic nie widać to jeszcze wiatr okrutny i zadyma z padającego śniegu, który w zasadzie przeszedł w deszcz. Po omacku i całkiem zmoknięci dojeżdżamy do najbliższej knajpki ratować życie. Coś jemy i zastanawiamy się co robić dalej. Za oknem jakaś apokalipsa: mocno wieje, mgła i zadymka ze śniego-deszczu. Decyzja: zjeżdżamy w dół i wracamy do pensjonatu. Po omacku (jeszcze bardziej niż z Monte Spinale) i do tego zmoknięci zjeżdżamy najpierw niebieską 50, później czerwoną 53 i na koniec niebieską 56 i 85 do dolnego odcinka czarnej 3Tre. Odpinamy narty i kompletnie mokrzy wracamy ok. 14.00 do pensjonatu. Po prostu dramat, jeśli warunki się nie zmienią to będzie to najgorszy urlop narciarski z wszystkich dotychczasowych.
Tak ok. 15.00 wygląda 3Tre z naszego balkonu
a tak widok na Madonnę.
Krótko mówiąc: na razie kompletna klapa.
Użytkownik ciechowy edytował ten post 16 styczeń 2015 - 17:16