Ja pracuję i pomieszkuję w różnych europejskich (i nie tylko krajach) i uważam, ze Polska stoi dobrze, a nawet relatywnie bardzo dobrze. Grecja… tą akurat znam od lat – przed Unią mieli sery i osiołki, nażarli się na kredyt i teraz bańka pękła. Problem Unii to zbyt duży i naiwny oraz źle zrozumiany "humanizm" społeczno-gospodarczy. Ale to, co w Polsce teraz… no mi trochę straszno, ale bardziej smutno. To jednak osobny temat, a nie o tym chciałem, a o samochodach.
Fanatykiem motoryzacji nie jestem – zawsze traktowałem i traktuję użytkowo, ale – no właśnie – mam chwilę (dzień chorobowego w łóżku, więc jest groźba, że się rozpiszę…J), ostatnio przydarzyło i się coś takiego:
Po 11 latach posiadania Mazd (2 lata Xedos, 9 lat Szóstka) zdecydowałem się na zmianę.
Przez 9 lat jazdy szóstką nie przydarzyły mi się żadne, najmniejsze nawet problemy. Jakby nie było DPFa, koła dwumasowego, lejących wtrysków, rdzy na nadkolach itd. – samochód po 174 tysiącach kilometrów, które nim zrobiłem jeździł i wyglądał (w środku, bo na zewnątrz otrzymał sporo rysek i zadrapań) jak w dzień wyjazdu z salonu. Byłem po prostu mega-zadowolony z tej Mazdy. Jako, że w pracy mam okazję często zmieniać samochody, nawet po latach 6-stka dawała radę przy porównaniu do wielu świerzynek (oczywiści w ramach tej samej kategorii aut).
W czasie całej eksploatacji wymieniałem olej co około 12 tysięcy kilometrów, raz wymieniłem klocki przód i tył, przy 109 tyś zrobiłem kompletny rozrząd, wymieniłem trzy żarówki świateł przeciwmgielnych, tankowałem średnio raz na 900 km, i to koniec. W zeszłym tygodniu, przed oddaniu Mazdy do dealera jako rade-in, wracałem nią z Wrocławia do Luksemburga – było pusto i pogodnie, czas przejazdu to 7h40 minut – mój rekord na tej trasie. Samochód jechał jak marzenie, tym razem profilaktycznie raz w trasie dotankowałem, zazwyczaj robię ten dystans – 956km bez tankowania.
W zeszły czwartek nastąpiło pożegnanie Mazdy. Bez żalu, ale z lekkim sentymentem, bo naprawdę świetnie służyła, oby przyszły nabywca też miał tak pozytywne doświadczenia.
Napiszę na koniec o podejściach do nowego samochodu. Od kilu już lat korciło mnie coś nowego jednak Szóstka sprawowała się tak dobrze, że nie bardzo miałem motywację. I nawet teraz zakup nowego był pod wpływem impulsu i przypadku. Dwaj koledzy z pracy byli w "procesie" zakupów nowych pojazdów. Uczestniczyłem w ich testach: BMW, Skoda, Volvo, nowa Szustka – i w sumie wszystkie te pojazdy były dobre. Nowe, wystarczająco duże i mocne, z pojemnymi bagażnikami i wieloma udogodnieniami… ale jakoś żaden mnie nie ujął. Trochę trąciło nudą. Już miałem sobie odpuścić zakup nowego pojazdu, aż przypadkiem zaszedłem do lokalnego dealera Chevroleta – w Luxemburgu jeszcze jest i będzie (pomimo czasowego wycofu z Europy). I tak stałem się posiadaczem rozbrajająco kiczowato-wulgarno-pociesznego Camaro V8 Commemorative Edition (czerwoneJ). Przed ostateczną decyzją porównywałem automat do manuala i choć zarzekałem się, że nigdy więcej manuali, do tego samochodu tylko manual (w jazdach testowych automat był zbyt grzeczny). Próbowałem tez Mustanga – obecna generacja już za grzeczna – w Camaro więcej "dzikości serca" J. To jest tak bosko toporne i groteskowe, że aż sam się z siebie śmieję, że to kupiłem. To taka anty-Mazda. Mam to od tygodnia, radio włączyłem raz – na chwilę – zbędny gadżet – bulgot LS3 jest taki wciągający J Najlepsze w tym samochodzie jest to tzw. "driving experiance" – wszystko dość topornie analogowe, bulgocąco-trzęsące… Mazdą jeździłem tak, jakby to ona mnie wiozła. Tutaj nie – trzeba trzymać lejce i uważnie wydawać polecenia – fajne uczucie. Dealer zwrócił moja uwagę na szykowaną 6stą generację Camaro, ale: w jej opisie są takie słowa jak: smaller, lighter, modern, progressive itd. – i właśnie te przymiotniki mnie zniechęciły. Obecny typ urzekł mnie swą, w warunkach dróg Europy, groteską. Dokupiłem zimowe koła, dostałem w bonusie przedłużenie gwarancji do 5 lat (ogólnie, ten samochód jest nie specjalnie drogi w katalogu, a po negocjacjach zniżek kosztował mnie tyle, co… dobrze doposażona Skoda Octavia Scout (swoją drogą bardzo fajny samochód) - no i jak tu nie kupić. I to spalanie… taaak, coś tam to pali. I ma palić. Poprzedni samochód kupowałem, żeby pali mało, więc spalanie mnie interesowało. W przypadku tego czegoś spalanie nie interesuje mnie wcale – pali, ile potrzebuje J
Tak więc tymczasowo odchodzę od Mazdy – może, jak za jakiś czas nasycę się tym zwierzakiem (choć myślę, że nie będzie to prędko) wrócę do M. Za parę lat to już pewnie będziemy jeździć teslowatymi pojazdami (oby, mi się ten kierunek podoba), tymczasem jest to ostatni dzwonek, żeby pojeździć czymś dekadencko anachronicznym. I bawi mnie to na max.
Aha – sprawdzone: do bagażnika, po położeniu tylnego oparcia (jest takowe i się kładzie), wchodzą diagonalnie dwie pary nart i jest miejsce na resztę tobołów! J
Pozdrawiam Was i życzę bezpiecznej i bezawaryjnej jazdy!
B.