byłeś na Kazbeku i Uszbie ?
jak jest gdzieś w sieci relacja i zdjęcia to proszę o linka a jak nie to mógłbyś napisać na naszym forum trochę więcej o tej wyprawie ?
Opisu wyprawy ani nawet selekcji zdjęć, jeszcze nie zdążyłem zrobić – ciągle wyjazdy i na razie nie mam kiedy, ale się zabiorę. Bylo to 17 dni w czesko-słowacko-polskiej grupie (byłem rodzynkiem). Na Kazbegu mieliśmy pecha z pogodą - już do stacji było podejście prawie zimowe, powyżej, sieg, wiatr, deszcz mgła - ogólnie wszystkie najpaskudniejsze zjawiska. Nie przeczekaliśmy - zeszliśmy w dół. Na Uszbę nie mieliśmy awet planu się wspinać - nie ten charakter wyprawy - zrobiliśmy jedynie dwa trekingi w okolicy - na grzbiet powyżej jeziorek Koruldi (na górze jest taka strzaszeczna ścianka, z której coś się non-stop sypie - bardzo nieprzyjemne, ale wleźlismy)... także stworzę za jakiś czas tą foto-relację.
Pytanie mam z czego wnosisz, że :"jakośc stoków nie powali" - krótkie?, płaskie?, strome? itd.
Co do warunków stokowych… precyzowanie, co miałem na myśli zajęłoby trochę, ale po krótce i z mojej luksemburskiej perspektywy (czyli Alpy stosunkowo blisko, Kaukaz tylko samolotem) wygląda to tak, że lecieć za jakieś 350 € (absolutne minimum z LUX), jechać nabitą po dach marszrutką (tak zwą busiki, które jeżdżą praktycznie po całej Gruzji zahaczając o Armenię, Turcję i co tam wkoło jest), wbić się między tabuny Rosjan (którzy są w sumie fajni na sztuki, ale po osiągnięciu masy krytycznej… dają efekt deterministyczny)… To wszystko super – jeśli traktować w kategoriach przygody. Nie daje to większego sensu, jeśli wziąć pod uwagę nakłady (z mojej perspektywy, gdzie w 7 godzin dotrę samochodem w (prawie) każdy zakątek Alp. Inna rzecz, gdy ktoś mieszka np. w Warszawie. Lot-em da się do Tbilisi za mniej niż 200€. Wczesnym rankiem jest się na miejscu, później marszrutka i już przed południem można być pod wyciągiem (jest to wykonalne). Karnet na 4 dni jeżdżenia to jakieś 25 €, hotel około 30-40+ €. Ci, co tam jeździli, podkreślają offowe walory Gadauri – samych uprawianych (i podobno różnie z tą uprawą bywa) tras jest relatywnie niewiele (dokładnie nie powiem, ile km, ale myślę, że w tym sezonie 20 nie przekroczą), za to off-piste jest ponoć super. Z resztą cała Gruzja to takie trochę off-piste kraj i po to się tam głównie jeździe – dla tej atmosfery i tej nieskrępowanej zasadami swobody (scena: jedzie się marszrutką przez wieś, droga dziurawa, na środku niej swobodnie rozłożone stadko krów – marszrutka wali slalom ponad 80km/h, muzyka rąbie, kierowca spoziera w lusterko napawając się bladymi twarzami podróżujących – jest super, ale trzeba to lubić, albo przynajmniej zaakceptować). Do tego, jeśli ktoś jest a takie rzeczy, fajnie poobserwować progresywność architektury – budynki użytku publicznego, a szczególnie te, należące do Policji… ale Saakaszwili i jego wizje to osobna historia.
Inna rzecz, że tam z roku na rok sporo się zmienia – może się okazać, że walną nagle nową gondolę i stworzą kilometry nowych tras, albo, że nagle stworzy się osuwisko i droga na Gadauri będzie nieprzejezdna przez kilka dni…
Last bat not list – jedzenie – smaczne, może (nie musi) być tanie, ale… w naszej grupie nie było ani jednego delikwenta, który nie przesiedziałby, a raczej nie przewisiałby dnia-do-trzech nad "stopami Lenina" – to ponoć naturalna reakcja na pierwszy kontakt z tamtejszą florą bakteryjną – w lecie nie jest to aż taka masakra – po prostu trzeba się na to wy@#ać i realizować plan wędrówek – w zimie może to skomplikować życie trochę więcej… jednak tym bym się nie przejował – raczej wziął ze sobą jakiś zestaw prochów na te okazje i popijał profilaktycznie Czaczę (choć nam nie pomagała).
Czyli: Gruzja jest jak dla mnie genialnym miejscem na trekkingi i takim egzotycznym pomysłem na "inne" narty - ale fakt, ciągnie mnie teraz na ten Kaukaz...