Temat Jana z ciekawszymi informacjami
Dolina Chamonix to miejsce które zawsze było dla mnie domem. Miejsce w którym się częściowo "wychowałem". Tak już jest ze mną i z doliną Chamonix, że choć psioczę i narzekam za każdym razem, choć przestała być moim domem, to siła wspomnień każe mi tam ciągle wracać.
Latem, jesienią, zimą, wiosną. Tak więc jest wiosna 2013, jestesmy i my w Dolinie Chamonix.
Po kompletnym śniegowym rozczarowaniu początku kwietnia 2012,
tym razem zastał nas widok zasypanej "drogi po bagietki" do Argentiere. Nie było więc na co czekać! Bezzwłocznie zameldowaliśmy się na parkingu przed kolejką na Grands Montets.
A tam, jak już wspomniałem w innym temacie, dziury po kolana, błota po pas. Generalnie obraz nędzy i rozpaczy. Może bym tak nie rozpaczał gdybym nie mieszkał w GR i do tego jak jedna Pani z Polski przyjechał modnym suv'em. Mógłbym wtedy tak jak ona zaparkować na cwaniaka na końcu nartostrady i z gniewem na twarzy udać się na mały freeride. A potem szybciutko do Elevation 1904 No, ale niestety mój samochód przygotowany do szybkiego podjazdu do Verbier nie za bardzo nadaje się na offroad. Co zrobić?. Zmieniać nie będę nie lubię suv'ów.
Pomijając historię o kupnie biletu i wizycie w toalecie, tuż po chwili jesteśmy już w kolejce na Lognan 1972. Wagonik jak najbardziej modny, na czasie. W końcu wracamy do stylu retro.
Dalej rozgrzewka na krzesłach Herse i już wiemy, że to co widzieliśmy i nas otacza to nie jest śnieg. Moja Mama ten ryż nazywała firn. Nie ma to jednak znaczenia o tej porze roku, poza tym wszyscy kochają uczucie serfowania a świeżo posmarowane narty nie przeszkadzają na fali.
Chwila.... moment..... i już jesteśmy na niewidocznym Grands Montets 3295. Widać za to Aig. Verte 4122.
Chmury na około więc pomijamy tarasy widokowe
i udajemy się bezpośrednio na schody. Kilka stopni i już jesteśmy na Col des Grands Montets 3233.
Zaczynamy słynne, oszczędnie ratrakowane trasy przez lodowiec. ( w zasadzie w Verbier, Davos Klosters czy Engadin mamy żółte. których nigdy nie ratrakują a do tego idą przez lodowiec i są generalnie trudniejsze, ale czym jest żółty? Czarny to jest kolor mocy i respektu.)
W pierwszym przejeździe wybieramy (zresztą jak 90% pozostałych narciarzy) łatwiejszy wariant lewy z powrotem na północną stronę przy domku i przejazd przez "resztki" lodowca Lognan.
Później robimy jeszcze 3 razy wariant dłuższy spotykając w kolejce kogoś kto do złudzenia wyglądał tak:
do tego mówi po amerykańsku, wymiata na muldach jak nikt inny tego dnia, no i miał banana na twarzy choć na nogach miał klasyczne ołówki.
A muldy były konkretne. DUŻE, niezależnie czy byłeś między taśmami czy przy szczelinach. Do tego świadomość, że nie mają "końca" mogła zmęczyć. To nie jakieś pikusiowate 200m na Mont Fort to prawdziwe kilka kilometrów "skakania".
Na zakończenie piątkowej wizyty zaliczyliśmy jeszcze gondolkę Bochard i poszuraliśmy na sam dół rzucając na prawo i lewo falę ryżu.
I tak kolejny pobyt na GM pomimo PODŁYCH frytek, braku widoków, deszczu oraz kolejki do kolejki zapiszemy jako udany. Tak to już jest z tą siła wspomnień
W sumie może to i dobrze, że frytki były podłe bo z większą przyjemnością udaliśmy się do wspomnianego wcześniej Elevation 1904.
Dobrze, że już nikogo nie znam, mogłem przynajmniej w spokoju zjeść frytki z bułką popijając colą.
Pozdrawiam
Michał
Użytkownik Michał edytował ten post 11 maj 2013 - 17:50