Mieli tam kilka różnych wypożyczalni, ale polazłam testować te "prawdziwe" zawodnicze

Pan powiedział, rzucając fachowym okiem na moje narty (wynalazłam niedawno, że Niko jeździł na podobnych tylko, że oczko wyżej , f.11 i był zachwycony), że nie bardzo ma co zaproponować lepszego.
Dostałam Blizzardy (world cup albo competition teraz nie pamiętam) w każdym razie Race SL 165cm (lub coś w tym guście, w każdym razie takie znaczenie miały te napisy)

Bo akurat takie były, zresztą mi ta długośc nie przeszkadzała, jak pisałam wcześniej.
Śnieg był świeży, czyli nie był to zawodniczy betono-lód, ale może i lepiej, bo mogłam się bardziej oswoić. No i spodziewałam się nie wiadomo czego, że nie ruszę nogą w nich, czy co....

A narty całkiem fajnie jeździły. Puszczone swobodnie chciały robić skręty o krótszym promieniu, czyli tak jak chciałam. Po krótkim teście nawet postanowiłam popróbować krawędzi i zaczęły mi fajnie wychodzić skręty na krawędziach, wystarczyło się tylko przerzucać. Dostałam te narty na 2 godziny i tyle mi wystarczyło....żeby mi się ten slalom znudził. Z pewnością na twardszym byłoby też fajnie, bo szybciej. Jednak moimi ulubionymi skrętami są średnie i długie oraz okresowo krótkie, a takie mogę robić moimi nartami.
Po założeniu moich nart z powrotem chwilkę trwało, żebym się przestawiła - ale nie wiem na czym to właściwie polegało - moje narty trochę "uciekały" na boki (nie chciały jechać równolegle w skręcie). Odczuwałam, że są nieco lżejsze od testowych Blizzardów. Wydaje mi się, że slalomki wymagały nieco niższej pozycji. Prawdopodobnie więc wymagały w efekcie więcej siły, gdyby tak zmierzyć i zsumować ilość energii zużytej w takiej samej ilości przejazdów.
Za to dzięki temu doświadczeniu, zaczęłam ćwiczyć te skręty na krawędziach (właściwie przerzuty z kawędzi na krawędź) również i na moich nartach i całkiem fajnie już mi się nawet udawało i to we wszystkich długościach skrętów. No niby karwingowo nawet (ale tu sobie ręki nie dam uciąć, a dokumentacji nie mam).
Tak więc fajnie było sobie potestować.