Zima trafila sie bogata, lekki mroz, duzo sniegu. Do poczatku glownej trasy narciarskiej wzdluz kolejki linowej mielismy najwyzej 200 m. Latwo sie domyslic jak spedzal czas w ciagu dnia mlodzieniec zakochany w nartach. Pedzlowalem gora dol od rana do wieczora. Niezle juz wtedy jezdzilem, choc tzw. technike rownolegla dopiero szlifowalem by uzyc eufemizmu. Ojciec nauczyl mnie jezdzic technika oporowa (taki ulepszony plug). Bardzo mi sie taka jazda nie podobala i podpatrujac lepiej jezdzacych zaczalem eksperymentowac z jazda rownolegla, dzis powiedzielibysmy skretem WN i smigiem. I musze przyznac, ze od pierwszych skretow niezle mi szlo, choc popelnialem wiele bledow, nawet sobie z tego sprawy nie znajac. Uczylem sie sam, bez zadnego kursu, bez wskazowek czy lekcji instruktora. Rok pozniej pojechalem na swoj pierwszy kurs narciarski do Doliny Chocholowskie, a niedlugo pozniej na kurs pomocnika instruktora. Ale to bylo potem. No wiec jezdzilem jak potrafilem z tej Gubalowki, samotnie, niekiedy z ojcem, az do obledu na sprzecie, ktory dzis okreslilibysmy jako dalece niebezpieczny. Narty 205 cm, drewniane Rysy, juz z plastykowym spodem, ale z przykrecanymi (srubki lubily sie odkrecac i haczyc snieg), wiecznie tepymi krawedziami, Wiazania, wiadomo, w pelni niebezpiecznikowe Kandahary. Buty sznurowane, niezle jak na tamte czasy Krosna. Poczatek trasy stanowi niezle nachylone polko, na ktorym mozna bylo pojezdzic niezaleznie korzystajac tez z tzw. wyrwiraczki, pozniej byl niemily przejazd dosc waskim nachylonym zlebem, dalej trudny skret w prawo na wiecznie oblodzony mostek, przejazd nad torami kolejki, niemily, takze zalodzony, skret w lewo, gdzie wypadalo w las mnostwo ludzi i zjazd lagodnymi polami (to tu dzisiaj blokuje trase Byrcyn) w dol, az do stacji kolejki szynowej. Oczywiscie o zadnych ratrakach nikt wtedy nie slyszal, ale po przejezdzie wielu narciarzy trasa byla przetarta, chco dzis wielu uznaloby ja za nieprzygotowana.
Pewnego dnia postanowilem pojezdzic na Kasprowym. Sek w tym, ze z Gubalowki do Kasprowego bylo daleko. Aby wydostac sie kolejka na Kasprowy nalezalo zdobyc tzw. miejscowke. W kasie, Kuznicach, wczesnie rano. Co zrobil wiec zdeterminowany 18-latek. Obudzilem sie ok. 5-ej, zszedlem z Gubalowki na piechote (kolejka jeszcze nie dzialala), wsiadlem do autobusu do Kuznic, stanalem w dlugiej kolejce po miejscowki, kupilem bilet i miejscowke na godzine 10-ta bodajze, wrocilem na swoja Gubalowke, zjadlem sniadanie, wzialem sprzet, pojechalem na Kasprowy, gdzie przejezdzilem caly dzien w kotle Gasienicowym korzystajac z wyciagu krzeselkowego (na Goryczkowej dopiero budowanowano), ostatni zjazd przez Goryczkowa i nartostrada do Kuznic, powrot do chatki na Gubalowce poznym wieczorem. Zmeczony i bardzo szczesliwy.
Takie to czasy wtedy byly. Jakze inne od dzisiejszych. Ale narciarstwo, kto wie, chyba dawalo wiecej frajdy jezdzacym. Pomimo gorszego sprzetu, gorszej techniki jazdy. Bylo blizsze natury, blizsze swoich korzeni, malo skomercjalizowane. Wspaniale dla swoich nielicznych milosnikow.
Użytkownik o_andrzej edytował ten post 22 styczeń 2013 - 23:07