4 dni jazdy na Pitztaler gletscher – relacja/podsumowanie
Przyjazd z Wiednia w środę 31/10 po 19-stej. Trasa przyjemna; Wiedeń - St.Leonhard Mittelberg spokojnie do zrobienia poniżej 6 godzin w warunkach bez-śniegowych.
Zakwaterowanie w hotelu Gletscherblick;
Plusy:
- jakieś 500 metrów od gletscher-expressu (kolejka kursująca wahadłowo w wydrążonym tunelu, łącząca dolinę z bazą narciarską na lodowcu – ale pewnie wszyscy znacie tego "kreta") – skibus pod hotelem (co godzinę), albo częściej kursujący (co 10-15 minut) jakieś 100 metrów od niego. Myśmy przeważnie szli pieszo, w butach narciarskich, po asfalcie; buty twarde, żadnych "pstryczków" do chodzenia – ale i my twardzi jesteśmy J
- w cenie zakwaterowania (150€/noc/pokój dwuosobowy) wyśmienite śniadania i jeszcze lepsze obiady. Profesjonalnie serwowane, dobrze skomponowane menu z możliwością wyboru jednego z trzech zestawów składających się z sałatek/surówek (bufet), przystawek, dania głównego i deseru. Pokój przestronny i "logicznie" urządzony.
- welness center (2 sauny, hamam, itd)
- wszystko czyste, obsługa super-miła
Żadnych poważniejszych minusów.Karnet na 4 dni: 144€/osobę
"Kret";
Czwartek, piątek i sobota – była dość konkretna kolejka na tą kolejkę. Wkomponowywaliśmy się w tłum około 8:30 rano i po 40 minutach wsiadaliśmy do kreta. 9:15 na górze, dopięcie butów i jazda. Kreta i ścisk przy załadunku trzeba po prostu zaakceptować. Myślę, że okres, w którym tam byliśmy to szczególnie intensywny najazd na dolinę – ferie w Niemczech, wolne w Austrii no i jakieś kohorty Rosjan (moda na narciarstwo przed zimową Putiniadą tam chyba nastała…). Powrót z góry szedł sprawniej – 20-30 minut czekania na załadunek. Za to w niedzielę wsiadaliśmy już z marszu – większość ruszyła w drogę powrotną rano, my jeździliśmy (prawie) do oporu.
Wyciągi/trasy/jazda;
Nowa kolej na Hinterer Brunnenkogel – tzw. Wildspitzbahn (WSB). Bardzo przyjemna jazda – świeżo (10/2012) oddana instalacja jest szybka i komfortowa (jazda na szczyt – 3440 z 2840 to jakieś 6 minut). Kawiarnia jeszcze nie wykończona, także panorama piękna, napić się nie ma czego. Trasa ze szczytu: do południa dla każdego; później omuldzenie i oblodzenie + zmęczenie zjazdami porannymi powoduje, że na górnym odcinku się cierpi; myśmy przynajmniej cierpieli i przenosiliśmy się na Mittelbergbahn (MBB).
Na szczęście narty mieliśmy świeżo po serwisie i było to czuć na tym lodzie – cięły go, aż miło.
Kto tam jeździł;
Krótko mówiąc, niemal sami konkretni jeźdźcy; ze mnie żaden wirtuoz (moja towarzyszka i owszem – kurs instruktorski i kilka sezonów pracy dało jej niezłe szlify), jednak tam spotkaliśmy wielu naprawdę wytrawnych narciarzy.
Na MBB jedzie się dłużej – jest podzielona na dwie części. Góra bardzo łatwa – szeroko, płasko i gładko – można pokarwować, choć miejscami robi się za płasko – nie bardzo lubię, za słabo u mnie z techniką (a może psychiką ) żeby jeździć płaskie odcinki stylowo. Dół stromszy – fajny, pod koniec dnia robi się muldziasto-oblodzony –ale w sam raz – nie aż tak, jak na WSB. Co ciekawe, mimo ścisku przy dostawaniu się na kreta, na górze kolejek właściwie nie było. Jakoś się to wszystko rozpraszało w tym, bądź co bądź, nie aż tak dużym ośrodku. Przepustowość robi swoje + dobra organizacja przy wsiadaniu – w zasadzie zawsze jechały pełne gondole.
Pogoda,
Po prostu była idealna (prawie). Na dole jakieś +6 i bez śniegu (szkoda, bo dałoby się zjechać do hotelu). Na górze jakieś -2, pełne słońce i aż do niedzieli praktycznie bez wiatru. W niedzielę zaczęło wiać (wciąż ciepło) i wywiało niemal wszystkich współ-jeżdżących. Choć czekała nas jazda przez zatłoczone Niemcy do Luksemburga, nie mogliśmy dać na luz – jeździliśmy po pustych prawie stokach non-stop od 9:20 do 14:30. Szybki obiad w lokalnej jadłodajni (jak to w Austrii – żarcie bardzo dobre, ceny bardzo sensowne), kretem na dół, szybkie przebranie i ruszyliśmy w drogę. Osiem godzin w deszczu i rzece samochodów przez Niemcy i koniec przygody.
Czy coś bym zmienił/inaczej zaplanował? Chyba nic. Wszystkie oczekiwania spełnione, albo i przekroczone; wyjeździliśmy się ile się dało, sauna, żarcie, wino, super atmosfera… Podsumowując polecam (choc przecież sami wiecie, jak tam jest) i życzę takiej pogody jaką mieliśmy my.