Nie wcinałem się więcej w temat, bo o Lordach ich właściciel wie zdecydowanie więcej niż ja, a ja zgodnie ze zdaniem:
Mam jeszcze kilka spostrzeżeń na temat paru par Dynastarów, a są one mniej więcej takie
pozwolę sobie na kilka słów.
Kupiłem za parę groszy średnio sciorane omeglasy 165 z przed dwóch sezonów. Od początku wydawały mi się jakieś takie duże, ale dopiero gdy postawiłem je obok starszych koleżanek zobaczyłem, że wyglądają jak lotniskowiec.
Żeby uchronić szanownych czytaczy od zbyt długich rozpraw pseudonaukowo-filozoficznych powiem krótko: wyglądają jak lotniskowiec i jadą jak lotniskowiec. Nowe dynastary klasy Nimitz zatraciły prawie zupełnie cechy ding-ding sprężynek w których trzeba było pilnować, żeby przy zmianie kierunku ciasnego skrętu nie zostać zbyt wysoko oderwanym od śniegu. Tu wszystko odbywa się dwa razy dostojniej, niebywała stabilność na krawędzi powoduje, że można bez porównania pewniej i bezpieczniej wycinać bardzo głębokie skręty z o wiele większą niż w węższo-krótszej wersji slalomek tolerancją na zmiany prędkości. Na stromych tzw. czarnych górach też bez problemu, choć również odrobinkę dostojniej.
O stabilności w skręcie niech świadczy fakt, że każde przytrzymanie na krawędzi, oczywiście w odpowiednich miejscach i warunkach powoduje, że narta zatrzymuje się po prawie 270 stopniach. Bezproblemowo! Wynika, że jeśliby się trochę postarać można by na nich zrobić kółko i pojechać dalej.
Jeśli miałbym przed wyjazdem na narty do wyboru trzy pary dynastarów: węższe i krótsze omeglasy, coursy 178 i te lotniskowce, wybieram lotniskowce, bo są najbardziej uniwersalne. Żeby całkiem nie stetryczeć i nie zatracić resztek zwinnosci do przewietrzenia biorę krótkie ding-ding, jako ostatnie pakuję długie coursy.
To chyba by było na tyle