Nie mogac sie doczekac odpowiedzi Deczka, jeszcze raz przejrzalem watek. I znalazlem post Deczka #19, ktory mi umknal
Bardzo przepraszam za brak odpowiedzi, ale trochę obowiązków mi się zwaliło i czasu nie miałem, a do tego cholernie nie lubię pisać przez godzinę tego co w normalnych warunkach można powiedzieć i pokazać za trzy minuty.
Niezmiernie się cieszę, że pomalutku dochodzimy do konkluzji, cieszę się, że Bocian fajnie przeanalizował temat, a i moje nieodzywanie się spowodowało przejrzenie przez Andrzeja moich wypocin.
Z jazdą karwingową pierwszy raz się stykłem w 98 roku a Austrii. Zupełnie nie wiedziałem wtedy w czym rzecz, ale ogromnie mi się spodobali goście jeżdżący po okręgach. Natychmiast usiłowałem robić to samo, oczywiście bez dobrego rezultatu i już wtedy wydedukowałem, że tu chodzi o kształt narty, choć jeszcze nie widziałem takiej w realu.
Kwintesencję narty karwingowej usłyszałem niewiele lat później na jakimś szkoleniu od przedstawiciela Velkla, który powiedział, że za wprowadzenie narty w skręt odpowiada przód, a za koniec skrętu tył narty i tu pomalutku dochodzimy do sedna kopa (zaczynam serdecznie mieć dość tego słowa).
Nie ma strzału, kopa, przyspieszenia w skręcie. Zwykły mit, lub może delikatniej mówiąc uproszczenie, które sprytnie wykorzystali wszelkiej maści marketingowcy i te zjawiska zaczęły żyć swoim życiem.
Więc przeanalizujmy (hłe hłe, kolejna analiza internetowa) Jeśli jedziemy prawidłowym skrętem na krawędzi, dla ułatwienia przyjmijmy, że na narcie o małym promieniu, działa na nas siła odśrodkowa. Czym większa prędkość i ciaśniejszy skręt tym siła większa. Jeśli w skręcie nic nie zrobimy pojedziemy tak długo, aż się zatrzymamy, jeśli jednak w momencie największego przeciążenia puścimy (odciążymy) krawędzie siła przestanie natychmiast działać i narty będą chciały pojechać prosto mając cały czas prędkość (nie rosnącą!) Zapewniam, w tej chwili nic się nie stanie, chyba że narciarz będzie miał złą pozycję:
najbardziej prawdopodobne, zostanie z tyłu nart, które go wyprzedzą i upadnie na plecy. Krótka narta, krótki tył, mało podparcia (Bocian, łyżwy)
najmniej prawdopodobne, znajdzie się za bardzo z przodu nart, poleci na dzioby, które z dużym prawdopodobieństwem złapią krawędź i jeśli prędkość będzie spora tylko się dobrze obije, zaś jeśli prędkość będzie niewielka mogą polecieć więzadła w kolanie.
najbardziej właściwa (najtrudniejsza) dobra, wyważona pozycja, która pozwoli bezproblemowo przerzucić cielsko poza oś pionową i zacząć kolejny skręt.
We wszystkich trzech przypadkach złudzenie przyspieszenia w skręcie będzie takie samo tylko z różnymi skutkami.
To wszystko? Gdzie tam, to dopiero niewielki początek. Opis powyższy dotyczy w miarę standardowego stoku o przeciętnym nachyleniu na którym można najlepiej odczuć dziwne dla narciarza zjawiska związane z kształtem narty. Nie napisałem o skręcie na lodzie i na naturalnym śniegu, nic o stromych stokach, o jeździe karwingowej na stromym i wąskim, o szuraniu na slalomce, które można bezproblemowo uskuteczniać nawet na r 9 m. ale wcale nie trzeba robić na 17-metrowym promieniu, więc co za tym idzie o kluczowej właściwości tyłów nowoczesnych nart.
Pisania by było na wiele godzin, a wszystko dzięki temu, że ktoś trochę poszerzył tyły i przody nart, żeby ułatwić jazdę? Guzik prawda. Niczego nie ułatwił, na 100% utrudnił, ale na pewno uprzyjemnił jazdę tym wszystkim, którzy chcą troszkę powalczyć, a nie tylko powozić się dla "przyjemności", pooglądać widoki i poopalać się.
Dalszą część rozważań mogę przeprowadzić na śniegu, bo wolę bolące gnaty, niż bolące palce